niedziela, 21 grudnia 2014

Od Kōsei No Ame

Po chwili trwającej zaledwie dwie sekundy przekonałam się, że to nie był Hitachi. Przed nami stał natomiast bezskrzydły wilk z czarnym porożem jelenia. A jego ogon? Jego ogon wywierał niesamowite wrażenie. Był długi i ciemny. Przy obecności wiatru do złudzenia przypominał dym z komina. Chwilę później dostrzegłam kilka czarnych plam zdobiących jego bialutkie futro. Basior z wolna ruszył ku nam. Jego żółtopomarańczowe oczy spokojnie spoglądały przed siebie. Akana uśmiechnęła się. Czyżby go znała?
- Chin! [czyt. czin] – powiedziała Akana- Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się wilk.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - stwierdziła Akana- Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał jej Chin.
Jak ja nie lubiłam tych dwóch słów. Na samo ich brzmienie zaczynałam się bać, nawet jeśli wypowiadał je taki przyjemny głos, jaki miał Chin.
- Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dokończył.
Te słowa kompletnie zbiły mnie z tropu. Zakładam, że wszyscy dokoła doskonale wiedzą o co chodzi, tylko nie ja. No cóż postanowiłam zapytać:
- Kto to?
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział basior.
„Poddaję się...”, pomyślałam. Jednak Sakura chyba mnie zrozumiała i oznajmiła:
- Lecz za to ja mogę powiedzieć.
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
Zdumiona spojrzałam na Akanę. To było bardzo miłe z jej strony, ale czy naprawdę o to chodziło?
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - odezwałam się.
Wadera stworzyła pole siłowe i od razu zrobiło się milej. Mogłam teraz się skupić na rozmowie.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - powiedziała Sakura.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza. - dodała Ayane.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc? -podsumowałam.
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział basior.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...-mówiła Sakura.
- Ostrożni. - poprawił ją basior- Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić?-dalej zadawałam pytania.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odpowiedziała mi Akana usuwając pole siłowe.
Udaliśmy się na zachód. Śnieg nie przestawał sypać. Drzewa i pobliskie krzewy były nim szczelnie otulone. Sakura rozmawiała o czymś z Chin'em, ale nie przysłuchiwałam się temu. Zatopiłam się natomiast w myślach na temat nauki magii. Byłam tym niezmiernie podekscytowana. „Ciekawe jak to będzie wyglądać?”.
Wkrótce dotarliśmy do ogromnego głazu.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć- dodałam z nutką dumy.
Z wolna weszliśmy do środka. Z ulgą stwierdziłam, że powietrze było tam bardzo ciepłe. Wnętrze jaskini wypełniały wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - zaciekawiłam się.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła mi Akana - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
No proszę, na każdym kroku dowiaduję się czegoś nowego i jestem zaskakiwana...
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - oznajmiła Sakura - Magii, oczywiście.
„Nareszcie!!!”, ucieszyłam się w duchu.
Już miało być tak pięknie, ale ktoś musiał przeszkodzić. Wilk o czerwonym futrze i czarnych skrzydłach wylądował nieopodal nas.
- Kim jesteś? - zapytała Sakura.
- O! Daichi! - wykrzyknął przybyły wilk.
Patrząc na to wszystko zastanawiałam się, co jeszcze się wydarzy, czy raczej, czy coś jeszcze może się wydarzyć.
- Don Lu, ja... - Chin próbował coś powiedzieć.
- Mów mi Płomyk. -oświadczył nijaki Don Lu.
- Jaki Daichi? - odezwała się Akana.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. -powiedział czerwonofutry wilk.
Czyżby Chin kogoś uratował? Ale wobec tego dlaczego Daichi?
Z zaciekawieniem przyglądałam się tej całej scenie, na którą w pewnej chwili wkroczyły dwa małe, przesłodkie szczeniaczki. Podeszły do mnie i przytuliły się.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytałam.
- Karolina i Sydney.
Obdarowałam maluchy szerokim uśmiechem i ponownie skupiłam uwagę na reszcie wilków.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - odezwała się Akana.
Gdyby nie to, że ją znałam, pewnie bym jej uwierzyła. Skoro Akana kłamała, musiała mieć do tego powód.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - wadera lekko kiwnęła głową na powitanie.
- Kōsei No Ame. - przedstawiłam się także kiwając.
„W końcu jestem tu po to, żeby się uczyć.”, pomyślałam zadowolona.
Już miałam się spytać, jak odlepić te szczeniaki, ale wilk się odezwał:
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - oznajmiłam również kłamiąc - Daichi to kolega Sakury.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała rozbawiona Akana.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii - odpowiedział.
- To zacznijmy znów naukę - rzekła Ayane - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
„Oby...”, dodałam z nadzieją w myślach.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz