- Tata! - powiedział Sydney (jego pierwsze słowo ^.^)
Karolinka wymamrotała coś takiego:
- Kainkalata!
Uśmiechnąłem się.
- Już nic mi nie jest. Ten tajemniczy "pan" mi pomógł. - powiedziałem
Szczeniaki pobiegły do przodu. Ja pobiegłem za nimi i zabrałem na
grzbiet. Lecieliśmy w powietrzu niczym ptaki. Miałem wrażenie jakbym
urodził się jeszcze raz. Było to piękne uczucie. Wylądowałem. Zauważyłem
powtórnie tego basiora i jakieś inne wilki.
- Kim jesteś? - zapytała biała wadera
- O! Daichi! - krzyknąłem nie zwracając uwagi na resztę
- Don Lu, ja...- nie dokończył
- Mów mi Płomyk. - powiedziałem
- Jaki Daichi? - powiedziała czarna wadera
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedziałem
Szczeniaki przytuliły białą waderę.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała
- Karolina i Sydey. - odparłem
<Ayane Sakura?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz