Nie, to nie był Hitachi. Nie miał skrzydeł. Zauważyłam też, że miał białą sierść. Ogon był długi i ciemny, a gdy powiewał na wietrze wyglądał jak czarny dym z komina. Jego dumne poroże jelenia było tego samego koloru co ogon. Na plecach znajdowały się długie, (znów czarne) plamy przypominające brudne krople. Jego jedna przednia łapa była również cała czarna. A może po prostu to bród? Wilk się zbliżał. Przypominał on bardziej basiora niż waderę. Zauważyłam jego oczy. Miały piękną, żółtopomarańczową barwę. Wyglądały, jakby były wilka magicznego. Może on jest nim? Akana obróciła się i spojrzała na niego. Szeroko i szczerze się uśmiechnęła. Pewnie go znała. Ale kto to? Wilk podchodził coraz bliżej, aż mogłam mu się bardzo dokładnie przyjrzeć.
Był już blisko nas. Stanął przed nami patrząc się nam w oczy.
- Chin! [czyt. czin] - powiedziała Akana, jakby widziała swego syna. - Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się Chin. Powiedział to jakby recytował wiersz. Muszę przyznać, miał ładny głos. Jego głos był młody i cichy, wręcz śpiewny, ale też zarazem pełen entuzjazmu.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - rzekła wilczyca. Już wiem. To było hasło. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał Akanie wilk. Kōsei No Ame wyglądała na przestraszoną i zdrętwiałą z zimna. - Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dobrze wiedziałam o kogo chodzi. Akana też. Jedynie Kurayami sprawiała wrażenie zdezorientowanej.
- Kto to? - spytała Kōsei No Ame.
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział na to Chin. Kurayami przyglądała mu się.
- Lecz za to ja mogę powiedzieć. - powiedziałam spokojnie. Basior uśmiechnął się do mnie. Tak bardzo przypominał mi Hitachi'ego...
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - Wilk Pierwszy wyczarował pole siłowe. W środku śnieg stopniał, a przemarzniętej waderze zrobiło się cieplej. Gdyby ktoś nas szpiegował przez pole siłowe nic by nie słyszał. Pewnie dlatego Akana to zrobiła.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - rzekłam.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc?
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział wilk.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...
- Ostrożni. - poprawił mnie basior. - Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić? - zapytała znów wadera.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odparła Akana i po chwili pole siłowe zniknęło.
Zaczęliśmy iść zachód, ze strony, z której przyszedł Chin. Właśnie tam mieszka Inferno.
- Jak się nazywasz? - spytał wreszcie Chin.
- Ayane Sakura. Wilk magiczny czystokrwisty. - powiedziałam z powagą.
- O! Z watahy Aroona? Ja wilk magiczny nieczystokrwisty, z Europy. - odparł rogaty basior. - Nigdy nie miałem takich zaszczytów jak wataha Wilka Pierwszego. Choć w sumie, uczyła mnie Akana, co też jest zaszczytem. A czy znasz Noriko Sayuri? Rok temu spotkałem ją, był to wilk magiczny też z watahy Aroona, ale uciekła po pewnym wydarzeniu. Nie chciała mi powiedzieć, jakim. - gdy powiedział to niemal nie zemdlałam ze zdziwienia. Moja matka żyje? I jeszcze zna Chin'a? To zbyt piękne, aby było prawdziwe... Ale jednak. Odróżniał rzeczywistość od fikcji.
Uśmiechnęłam się.
- I ja też ci nie powiem. - odparłam z uśmiechem, niemal większym od sztucznego uśmiechu z amuletu. Tak się cieszyłam, że moja matka żyje. Chociaż jedna osoba z mojej wielkiej rodziny.
Teraz nie czas się cieszyć z takiego błahego powodu. Nie wiadomo czy przeżyję spotkanie z Fuan Himei.
Ale nie będę myśleć pesymistycznie. Myślę realistycznie. Może przeżyję, może nie... Nie wiadomo. Mój uśmiech zbledł i stał się normalnym wyrazem twarzy.
Choć przeszliśmy mało, zobaczyłam wielki głaz, który wyglądał jak okrągła, kamienna ściana. Tylko z jednej strony znikała.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana. Nie szliśmy w razem w grupie, lecz jakby w rozsypce. Były duże odległości pomiędzy nami. Jedynie Chin szedł w miarę blisko mnie. - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć. - powiedziała dumnie Kōsei No Ame.
Weszliśmy do środka. Było tam ciepło, jak we wiosnę i rosły tam ładne, wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - spytała zaciekawiona Kurayami.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła Akana. - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - rzekłam. - Magii, oczywiście.
<Kōsei No Ame?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz