Gdy już miałam uczyć Kōsei No Ame magii, nagle ktoś wylądował koło nas, lecz jeszcze nie na terenach świętego miejsca. Był to basior o futrze czerwonym i o czarnych skrzydłach.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- O! Daichi! - krzyknął nieznajomy wilk. Daichi? Kto to? Może on widzi kogoś, kogo my nie widzimy. Może ktoś nas śledzi?
- Don Lu, ja... - basior nie pozwolił Chin'owi dokończyć. Pewnie nazywa się Don Lu, jak mu mówił. Może Daichi to Chin?
- Mów mi Płomyk. - powiedział Don Lu.
- Jaki Daichi? - zapytała Akana. Miała tylu uczniów (i świetną pamięć), więc Daichi mógł się jej z kimś kojarzyć.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedział świeżo przez nas poznany basior. Może faktycznie Chin uratował Don'a Lu, ale podał się za Daichi'ego?
Szczeniaki ruszyły w stronę Kōsei No Ame, która była cicho i się tylko przyglądała. Przytuliły ją.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała
Kurayami z przyczepionymi do niej szczeniętami.
- Karolina i Sydey. - odparł Płomyk. Ładne imiona, choć trochę bardziej europejskie niż japońskie.
Akana wreszcie uznała, że Chin jest Daichi'm i tak się nazwał przy Donie Lu.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - skłamała Akana. I kłamała świetnie.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
Ja za to nie zamierzałam kłamać. Nie teraz.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - kiwnęłam głową lekko na powitanie, jak to wilki magiczne robią.
- Kōsei No Ame. - przedstawiła się (nadal oblepiona młodymi wilczkami) i kiwnęła naśladując mnie.
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - udzieliła się Kurayami i też skłamała. - Daichi to kolega Sakury. - wymyśliła szybko wadera. Mimowolnie uśmiechnęłam się, choć chciałam przewrócić oczami, lecz przy "gościach" tak nie wypada, a zwłaszcza przy Akanie.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
Najgorsze było to, że nic nie wiedział. Znał tylko moje prawdziwe imię i imię Kurayami. Lecz, nie będziemy niego w to plątać. To przecież przyjazny, zwykły wilk. Jeszcze mu się coś przez nas stanie.
Basior już poszedł.
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała Akana i zaśmiała się pod nosem.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii. - odpowiedział Chin.
- To zacznijmy znów naukę. - rzekłam. - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
<Kōsei No Ame?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz