Poszłam ze szczeniakami i L'Ellą na polankę szczeniąt. Szczeniaki bawiły się w najlepsze, a ja powiedziałam do L'Elli:
- Karolinka chcę zmienić imię na Japońskie... Nie wiem jak jej powiedzieć, że nie warto.
- Jak chciała to zrobić? - zapytała
- Chce wypić eliksir przemiany...- powiedziałam patrząc na szczeniaki
- Uświadom jej, że może wybrać sobie nowe imię, ale wygląd też się zmieni i to losowo. Tego nie da się cofnąć...
- Skąd wiesz?
- Mój tata wypił ten eliksir.
Patrzyłam w niebo. Potem zapytałam:
- Gdzie spędzisz Zimowe Święta? Masz jakąś watahę?
- Nie... Mieszkam sama... Nie mam watahy ani rodziny oprócz Don'a Lu...- powiedziała
- Zapraszam do nas! To już za niedługo... Robi się ciemno. Idziemy
na polowanie? Złapiemy jelenia zgodnie z tradycją i go zjemy. Może
akurat Lu wrócił?
- Nie sprawi wam to problemu?
- Oczywiście, że nie sprawi nam to problemu. - uśmiechnęłam się do wadery
Odwzajemniła się tym samym.
- Szczeniaki, chodźcie! - krzyknęłam
- Już nie jesteśmy takimi szczeniakami. - powiedział Sydney
- Chodźcie na polowanie! - powiedziała L'Ella
Złapaliśmy piękną sztukę jelenia. Gdy zaczęliśmy jeść do jaskini
wszedł... Lu! Pobiegłam do niego i pocałowałam. Uśmiechnął się.
Siedliśmy. To był piękny wieczór. Wszyscy byli uśmiechnięci, weseli,
składali sobie życzenia, dawali prezenty... Chciałabym żeby tak było
zawsze.
C.D.N.
środa, 24 grudnia 2014
Od Don'a Lu
Pożegnałem Scarry'ego i poszedłem w stronę Japonii. Musiałem poczekać aż
skrzydło się wzmocni i będę mógł polecieć. Na początek szedłem przez
las. Zauważyłem zająca, więc zjadłem go jako przekąskę. Gdy wyszedłem z
lasu znalazłem się na polanie. To chyba było terytorium jakiejś nie
przyjaznej watahy. Jakiś basior do mnie podszedł.
- Bobas się zgubił? - zapytał
Wszystkie wilki za nim zaczęły się śmiać. W większości byli to silni faceci. Było chyba z pięć wader, ale starszych. Nagle z tłumu wyszła wadera. Na oko miała 4 lata.
- Zostawcie go. Wyglądasz na obco krajowca...- powiedziała
- Przychodzę z Japonii. - powiedziałem
- Z Japonii?! - krzyknął jakiś basior i zaczął się śmiać
Wadera dała mi nogę jelenia.
- Chcesz? - zapytała
- Jadłem przed chwilą, ale mogę wziąć na podróż. Dzięki, ale ja już pójdę. - szybko uciekłem
Po kilku dniach drogi zbliżałem się do granicy. Cały czas niosłem na plecach kawałek jelenia. Jadłem po trochu każdego dnia. Dziś go dokończyłem. Moje skrzydła były już silne, więc leciałem nad ziemią. Nagle za drzewami zauważyłem strażników.
- Zapomniałem o wilkach pilnujących granicy! - szepnąłem
Popędziłem w stronę ocean. Trochę to trwało, ale w końcu byłem w Japonii. Do jaskini była jeszcze długa droga.
C.D.N.
- Bobas się zgubił? - zapytał
Wszystkie wilki za nim zaczęły się śmiać. W większości byli to silni faceci. Było chyba z pięć wader, ale starszych. Nagle z tłumu wyszła wadera. Na oko miała 4 lata.
- Zostawcie go. Wyglądasz na obco krajowca...- powiedziała
- Przychodzę z Japonii. - powiedziałem
- Z Japonii?! - krzyknął jakiś basior i zaczął się śmiać
Wadera dała mi nogę jelenia.
- Chcesz? - zapytała
- Jadłem przed chwilą, ale mogę wziąć na podróż. Dzięki, ale ja już pójdę. - szybko uciekłem
Po kilku dniach drogi zbliżałem się do granicy. Cały czas niosłem na plecach kawałek jelenia. Jadłem po trochu każdego dnia. Dziś go dokończyłem. Moje skrzydła były już silne, więc leciałem nad ziemią. Nagle za drzewami zauważyłem strażników.
- Zapomniałem o wilkach pilnujących granicy! - szepnąłem
Popędziłem w stronę ocean. Trochę to trwało, ale w końcu byłem w Japonii. Do jaskini była jeszcze długa droga.
C.D.N.
wtorek, 23 grudnia 2014
Wesołych Świąt!
Życzy właścicielka watahy Megii22 c;
Upomnijcie się jutro o Bożonarodzeniowy prezent :) 30 magicznych kamieni.
Upomnijcie się jutro o Bożonarodzeniowy prezent :) 30 magicznych kamieni.
Wyniki konkursu na świąteczne opowiadanie
Wreszcie są wyniki z konkursu. Miałam bardzo trudny wybór, wszystkie opowiadanie były piękne. Na prawdę się postaraliście ;)
A oto wyniki:
II miejsce... Keten i Fuyōna Kodomo!
Brawo! Dostajecie Magicznego Świetlika. Napiszcie formularz w wiadomościach.
I miejsce... Kōsei No Ame!
Gratulacje :D Dostajesz Smoczego Ptaka. Zgłoś się na Pw.
Pozostali jako nagroda pocieszenia dostają 10 magicznych kamieni.
Wszystkim jeszcze raz gratuluję!
A oto wyniki:
II miejsce... Keten i Fuyōna Kodomo!
Brawo! Dostajecie Magicznego Świetlika. Napiszcie formularz w wiadomościach.
I miejsce... Kōsei No Ame!
Gratulacje :D Dostajesz Smoczego Ptaka. Zgłoś się na Pw.
Pozostali jako nagroda pocieszenia dostają 10 magicznych kamieni.
Wszystkim jeszcze raz gratuluję!
Fuyōna Kodomo uczy się magii!
Wilk Fuyōna Kodomo uczy się magii! Dziedzina magii, której się uczy to woda. Skończy naukę 4 stycznia 2015 roku.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Keten stacza walkę z Riaan i...
Wilk Keten stacza walkę z Riaan i...wygrywa! Dostaje 5 magicznych kamieni.
Od Don'a Lu
Obudziłem się z wielkim bólem w jaskini Scarry'ego. Nie miałem siły wstać. Scarry'ego nie było w domu. "Pewnie pomyślał, że już nie żyję". Zauważyłem, że nie mam kawałka ucha, na przedniej łapa jest złamanie otwarte, a moje plecy mocno krwawią. Byłem pół żywy. Nie wiedziałem co zrobić. Gdy coś powiem, Scarry może mnie usłyszeć.
- Pomocy! - zawołałem w końcu
Leżałem bezwładnie na ziemi, wijąc się z bólu. Na szczęście po kliku minutach przyszedł... Scarry!
"Co robić?! Co robić?!". Zobaczyłem jego twarz. Nie była już zła, ale pełna współczucia i smutku.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany
- No... Ty... Mnie zaatakowałeś... I... - ledwo wydusiłem z siebie, bo zużyłem całe siły na krzyk
- Ja? Nie przypominam sobie. Ostatnio pamiętam, że przyszedłeś do mnie i spytałeś mnie czy masz już iść. Potem obraz się urywa i nagle znalazłem się w lesie niedaleko stąd. Poszedłem w okolice mojej jaskini i usłyszałem twoje wołanie.
- Kayn... Hipnoza... - wydukałem
- Że niby Kayne mnie zahipnotyzowała? - zapytał zdziwiony Scarry - To w sumie możliwe, bo przysiągłem mojej partnerce, że nigdy nie powiem co pamiętam o niej. A właśnie to jedynie pamiętam... Nie wiedziałem, że pod tym kryje się klątwa.
I teraz wszystko było jasne. Przez chwilę zapomniałem o bólu. Lecz teraz wrócił. Zacząłem jęczeć z bólu.
- Pomocy...
Scarry zerwał się na równe nogi. Szybko przyniósł bandaż i maść leczniczą. Posmarował mi nią plecy, a potem zabandażował łapę. Niestety, nie działała tak dobrze jak maść Daichi'ego, ale skutecznie pokonywała ból. Cały dzień opiekował się mną i położył mnie nawet do drugiego łoża.
Po jednym dniu mogłem już chodzić. Scarry cały czas opiekował się mną i smarował różne maści. Po trzech dniach swobodnie mogłem biegać.
W końcu (po pięciu dniach pobytu u Scarry'ego) musiałem się pożegnać i wrócić do domu.
- Do widzenia, Scarry! - pożegnałem go
- Żegnaj!
C.D.N.
- Pomocy! - zawołałem w końcu
Leżałem bezwładnie na ziemi, wijąc się z bólu. Na szczęście po kliku minutach przyszedł... Scarry!
"Co robić?! Co robić?!". Zobaczyłem jego twarz. Nie była już zła, ale pełna współczucia i smutku.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany
- No... Ty... Mnie zaatakowałeś... I... - ledwo wydusiłem z siebie, bo zużyłem całe siły na krzyk
- Ja? Nie przypominam sobie. Ostatnio pamiętam, że przyszedłeś do mnie i spytałeś mnie czy masz już iść. Potem obraz się urywa i nagle znalazłem się w lesie niedaleko stąd. Poszedłem w okolice mojej jaskini i usłyszałem twoje wołanie.
- Kayn... Hipnoza... - wydukałem
- Że niby Kayne mnie zahipnotyzowała? - zapytał zdziwiony Scarry - To w sumie możliwe, bo przysiągłem mojej partnerce, że nigdy nie powiem co pamiętam o niej. A właśnie to jedynie pamiętam... Nie wiedziałem, że pod tym kryje się klątwa.
I teraz wszystko było jasne. Przez chwilę zapomniałem o bólu. Lecz teraz wrócił. Zacząłem jęczeć z bólu.
- Pomocy...
Scarry zerwał się na równe nogi. Szybko przyniósł bandaż i maść leczniczą. Posmarował mi nią plecy, a potem zabandażował łapę. Niestety, nie działała tak dobrze jak maść Daichi'ego, ale skutecznie pokonywała ból. Cały dzień opiekował się mną i położył mnie nawet do drugiego łoża.
Po jednym dniu mogłem już chodzić. Scarry cały czas opiekował się mną i smarował różne maści. Po trzech dniach swobodnie mogłem biegać.
W końcu (po pięciu dniach pobytu u Scarry'ego) musiałem się pożegnać i wrócić do domu.
- Do widzenia, Scarry! - pożegnałem go
- Żegnaj!
C.D.N.
Od Laury
Martwiłam się o Dona Lu. Rano przyszła do nas siostra Płomyka. Gdy przyszła szczeniaki były zaskoczone.
- Laura? Partnerka Don' a Lu? - spytała
- Tak. L'Ella? - zapytałam
- Owszem. - kiwnęła głową, a szczeniaki podbiegły
- Duże...- powiedziała
- Racja... - powiedziałam - Przywitajcie się!
- Cześć! - przytulił się do niej Sydney
- Dzień dobry. - ukłoniła się Karolinka
Spojrzałam na nią. Nie była specjalnie podobna do Lu. Była biała. Miała na końcu uszu i ogonie czarną sierść.
- Wyglądasz jak pani Kōsei No Ame ze grzywką. - powiedział Sydney
- Nie... Jak panna Ayane Sakura. - powiedziała Karolinka
- Oszalałaś?! W ogóle jej nie przypomina. - kłócił się Sydney
- Nie przypomina też Kōsei No Ame. - Karolina kłóciła się z Sydney'em
- Kōsaj No Ama? Ayna Sakura? - zapytałam
- Kōsei No Ame i Ayane Sakura. Spotkaliśmy je na spacerku. - poprawiła mnie Karolinka
Gdy szczeniaki opowiedziały nam o przygodzie ja i L'Ella zajmowałyśmy się nimi z radością.
Don Lu ciągle nie wracał... Nie dobrze...
C.D.N.
- Laura? Partnerka Don' a Lu? - spytała
- Tak. L'Ella? - zapytałam
- Owszem. - kiwnęła głową, a szczeniaki podbiegły
- Duże...- powiedziała
- Racja... - powiedziałam - Przywitajcie się!
- Cześć! - przytulił się do niej Sydney
- Dzień dobry. - ukłoniła się Karolinka
Spojrzałam na nią. Nie była specjalnie podobna do Lu. Była biała. Miała na końcu uszu i ogonie czarną sierść.
- Wyglądasz jak pani Kōsei No Ame ze grzywką. - powiedział Sydney
- Nie... Jak panna Ayane Sakura. - powiedziała Karolinka
- Oszalałaś?! W ogóle jej nie przypomina. - kłócił się Sydney
- Nie przypomina też Kōsei No Ame. - Karolina kłóciła się z Sydney'em
- Kōsaj No Ama? Ayna Sakura? - zapytałam
- Kōsei No Ame i Ayane Sakura. Spotkaliśmy je na spacerku. - poprawiła mnie Karolinka
Gdy szczeniaki opowiedziały nam o przygodzie ja i L'Ella zajmowałyśmy się nimi z radością.
Don Lu ciągle nie wracał... Nie dobrze...
C.D.N.
Od Don'a Lu
Rzucił się na mnie. Na szczęście uniknąłem jednym krokiem.
- Co się stało, Scarry? - zapytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi
Nie wyglądał normalnie. Nigdy, nawet gdy się złościł nie miał czerwonych oczu. Nigdy nie był taki rozwścieczony.
Scarry ciągle mnie atakował, ale jego jaskinia była obszerna, więc mogłem robić zwinne uniki. Scarry wydawał się bardziej umięśniony i groźniejszy, nawet jego zęby były ostrzejsze. Wcześniej, mimo groźnego wyglądu nie był silny, a jego zęby wyglądały marnie. Oczy zawsze miały przyjazny, żółty kolor.
"Dlaczego tak się dziwnie zachowuje? Nigdy, przenigdy taki nie był". Wyglądał jakby pod wpływem jakiejś hipnozy...
"Hipnoza! To Kayn nim teraz nim kieruje!".
- Spokojnie, Scarry. Wiem, że to nie ty.
Wilk jeszcze bardziej się zezłościł. Wydawało się, że o trochę urósł.
- Kayn. Jestem pewien, że to ty. - powiedziałem, aby sprawdzić czy faktycznie basior kierowany przez Kayne
Rozwścieczony Scarry rzucił się na mnie. Nie zdążyłem uniknąć. Ugryzł mnie mocno w plecy. Zacząłem się wić i jęczeć z bólu. Ugryzł mnie ponownie, tym razem w łapę. Potem odgryzł mi kawałek ucha. Zemdlałem. Myślałem: "To już koniec".
C.D.N.
- Co się stało, Scarry? - zapytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi
Nie wyglądał normalnie. Nigdy, nawet gdy się złościł nie miał czerwonych oczu. Nigdy nie był taki rozwścieczony.
Scarry ciągle mnie atakował, ale jego jaskinia była obszerna, więc mogłem robić zwinne uniki. Scarry wydawał się bardziej umięśniony i groźniejszy, nawet jego zęby były ostrzejsze. Wcześniej, mimo groźnego wyglądu nie był silny, a jego zęby wyglądały marnie. Oczy zawsze miały przyjazny, żółty kolor.
"Dlaczego tak się dziwnie zachowuje? Nigdy, przenigdy taki nie był". Wyglądał jakby pod wpływem jakiejś hipnozy...
"Hipnoza! To Kayn nim teraz nim kieruje!".
- Spokojnie, Scarry. Wiem, że to nie ty.
Wilk jeszcze bardziej się zezłościł. Wydawało się, że o trochę urósł.
- Kayn. Jestem pewien, że to ty. - powiedziałem, aby sprawdzić czy faktycznie basior kierowany przez Kayne
Rozwścieczony Scarry rzucił się na mnie. Nie zdążyłem uniknąć. Ugryzł mnie mocno w plecy. Zacząłem się wić i jęczeć z bólu. Ugryzł mnie ponownie, tym razem w łapę. Potem odgryzł mi kawałek ucha. Zemdlałem. Myślałem: "To już koniec".
C.D.N.
Od Don'a Lu
- Przepraszam, nie mogę powiedzieć. - odparł mi Scarry
- Co się stało? - spytałem
- Nic... Ja... Tylko... - jąkał basior - Nie pamiętam. Kayn wykasowała mi pamięć. Pamiętam tylko, że chodziła ciągle na spotkania z tajemniczą waderą. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Potem Kayne powiedziała do mnie, że nie powinienem wiedzieć tyle o niej, bo mam za wiele przyjaciół, którym mogę to wygadać. I tyle.
- Ciekawe jak? Wcześniej nie umiała tak skomplikowanych czarów...
- Nie wiem. Nie pytaj się mnie. Pewnie przez tą tajemniczą waderę. Tak tęsknię za Kayn... - chciał mówić dalej, ale mu przerwałem.
- Tak mi przykro...
- Nie da się jej odzyskać. - powiedział smutny Scarry
- Może ktoś jej przemówi do rozsądku. - pocieszyłem go
- Nie, nigdy to się nie wydarzy. Próbowałem. - wilk zaczął rozpaczać
- Spokojnie. Na pewno uda się ją odzyskać. Może powinienem już iść?
- Nie. - łzy przestały cieknąć z jego twarzy - Teraz, gdy się o tym dowiedziałeś nie możesz stąd iść. - Jego oczy zrobiły się nagle czerwone, a twarz pomalował gniew.
C.D.N.
- Co się stało? - spytałem
- Nic... Ja... Tylko... - jąkał basior - Nie pamiętam. Kayn wykasowała mi pamięć. Pamiętam tylko, że chodziła ciągle na spotkania z tajemniczą waderą. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Potem Kayne powiedziała do mnie, że nie powinienem wiedzieć tyle o niej, bo mam za wiele przyjaciół, którym mogę to wygadać. I tyle.
- Ciekawe jak? Wcześniej nie umiała tak skomplikowanych czarów...
- Nie wiem. Nie pytaj się mnie. Pewnie przez tą tajemniczą waderę. Tak tęsknię za Kayn... - chciał mówić dalej, ale mu przerwałem.
- Tak mi przykro...
- Nie da się jej odzyskać. - powiedział smutny Scarry
- Może ktoś jej przemówi do rozsądku. - pocieszyłem go
- Nie, nigdy to się nie wydarzy. Próbowałem. - wilk zaczął rozpaczać
- Spokojnie. Na pewno uda się ją odzyskać. Może powinienem już iść?
- Nie. - łzy przestały cieknąć z jego twarzy - Teraz, gdy się o tym dowiedziałeś nie możesz stąd iść. - Jego oczy zrobiły się nagle czerwone, a twarz pomalował gniew.
C.D.N.
Od Don'a Lu
- Witaj. - odpowiedział chyba zmęczony Scarry
- Zmęczony? - zapytałem
- Nie... Myślę o...- tu urwał
Przycupnąlem obok niego. Wiedziałem, że coś go gryzie. Niektórzy nazywali go pół wilk magiczny. Fakt, że w jego żyłach płynie krew wilka magicznego, ale nim nie jest. Nie jest nawet pół wilkiem magicznym. Powiedziałbym ćwiartka lub nawet jedna ósma.
- Dlaczego odwiedzasz Europę? Japonia daleko. Skąd znałeś bezpieczną drogę? Podobno na granicy Azji z Europą są zabójcze wilki, które nikogo nie przepuszczają. - powiedział
- Musiałem lecieć przez cały dzień nad oceanem. - powiedziałem
- Ile dni leciałeś?
- Około 4, 5...
- Szybko. Wiesz, że lecieć nad wodą jest niebezpiecznie? Mogłeś zasłabnąć.
- Odpoczywałem na małych wysepkach.
- Skąd wiedziałeś gdzie są?
- Przecież kiedyś Laura mieszkała w Europie, a ja w Australii.
- Jesteście parą?
- Tak. Mam syna i córkę: Sydney i Karolina.
Spojrzałem na smutnego Scarrego.
- Co się stało?
- Wiem, że jest teraz po złej stronie, ale brak mi Kayn... Kocham ją ciągle. - powiedział basior patrząc na rysunki tej pary
- Co do Kayn, chcę się dowiedzieć coś na jej temat.
C.D.N.
- Zmęczony? - zapytałem
- Nie... Myślę o...- tu urwał
Przycupnąlem obok niego. Wiedziałem, że coś go gryzie. Niektórzy nazywali go pół wilk magiczny. Fakt, że w jego żyłach płynie krew wilka magicznego, ale nim nie jest. Nie jest nawet pół wilkiem magicznym. Powiedziałbym ćwiartka lub nawet jedna ósma.
- Dlaczego odwiedzasz Europę? Japonia daleko. Skąd znałeś bezpieczną drogę? Podobno na granicy Azji z Europą są zabójcze wilki, które nikogo nie przepuszczają. - powiedział
- Musiałem lecieć przez cały dzień nad oceanem. - powiedziałem
- Ile dni leciałeś?
- Około 4, 5...
- Szybko. Wiesz, że lecieć nad wodą jest niebezpiecznie? Mogłeś zasłabnąć.
- Odpoczywałem na małych wysepkach.
- Skąd wiedziałeś gdzie są?
- Przecież kiedyś Laura mieszkała w Europie, a ja w Australii.
- Jesteście parą?
- Tak. Mam syna i córkę: Sydney i Karolina.
Spojrzałem na smutnego Scarrego.
- Co się stało?
- Wiem, że jest teraz po złej stronie, ale brak mi Kayn... Kocham ją ciągle. - powiedział basior patrząc na rysunki tej pary
- Co do Kayn, chcę się dowiedzieć coś na jej temat.
C.D.N.
Od Laury
Gdy Don Lu odleciał szczeniaki jeszcze spały. Trochę mnie przerażało jak
szybko rosną. Sydney ma coraz ciemniejsze futerko, a Karolinka ma coraz
dłuższe włosy. Gdy szczeniaki się obudziły wyszliśmy na spacer. W lesie
Karolina zauważyła różowy kwiat i włożyłam jej go do włosów. Wyglądała
ślicznie. Cały czas w nim chodziła. Po jakimś czasie wróciliśmy do
jaskini. L'Ella nie przychodziła. Nie znam jej w rzeczywistości, ale Lu
mi o niej opowiadał i podobno jest wspaniałą opiekunką. Widziałam ją raz
gdy Lu był zaklęty w szczeniaka. Powinna mi dobrze pomagać przy
szczeniakach. Postanowiłam trochę poduczyć je mówić. Cały dzień uczenia
przyniósł efekty. Szczeniaki miały jeszcze trochę problemów, ale było
OK.
- Sydney, wymień imiona swojej rodziny proszę. - poprosiłam
- Mama to Laura i to ty. Tatuś to Dioń Lu. Moja siostrzyćka to Kalolinka. - powiedział dumny Sydney
- Tata to Don Lu i mówi się siostyczka. - poprawiła go Karolina
- Ani siostrzyćka, ani siostyczka. Siostrzyczka. - poprawiłam śmiejąc się moje dzieci
Rozmawialiśmy sobie aż Karolina zadała dziwne pytanie:
- Dlaczego mam europejskie imię? Jak się zmienia imię?
- Masz ładne imię. - powiedziałam - Jest chyba eliksir, który pozwala zmienić imię, ale po co?
- Ja chcę japońskie imię. Jak jest po japońsku ,,owoc jabłoni"? - powiedziała Karolina
- Słuchaj, Sydney ma australijskie imię i mu się podoba. Jak zdobędę składniki do eliksiru zmieniającego imię pogadamy. Nie sądzę, że zmiana imienia spodoba się twojemu tacie.
C.D.N.
- Sydney, wymień imiona swojej rodziny proszę. - poprosiłam
- Mama to Laura i to ty. Tatuś to Dioń Lu. Moja siostrzyćka to Kalolinka. - powiedział dumny Sydney
- Tata to Don Lu i mówi się siostyczka. - poprawiła go Karolina
- Ani siostrzyćka, ani siostyczka. Siostrzyczka. - poprawiłam śmiejąc się moje dzieci
Rozmawialiśmy sobie aż Karolina zadała dziwne pytanie:
- Dlaczego mam europejskie imię? Jak się zmienia imię?
- Masz ładne imię. - powiedziałam - Jest chyba eliksir, który pozwala zmienić imię, ale po co?
- Ja chcę japońskie imię. Jak jest po japońsku ,,owoc jabłoni"? - powiedziała Karolina
- Słuchaj, Sydney ma australijskie imię i mu się podoba. Jak zdobędę składniki do eliksiru zmieniającego imię pogadamy. Nie sądzę, że zmiana imienia spodoba się twojemu tacie.
C.D.N.
Od Don'a Lu
Z samego rana musiałem polecieć do Europy w ważnych sprawach. Nie
mówiłem Laurze dokładnie po co. Wiem gdzie mieszka były partner Kayn i
on jest po naszej stronie. Wie o niej wszystko. Wie jak ją pokonać, jak
przed nią odzyskać kamienie suloku. Leciałem bardzo długo. Po jednym
dniu lotu przycupnąłem na odpoczynek. Był to las. Zauważyłem niedaleko
jelenia i zapolowałem. Zjadłem go na kolację. O dziwo w jego ciele
znalazłem... Kamień suloku?! Byłem zaskoczony. Poleciałem dalej. Trzy
dni potem, rano (już byłem w Europie, ale nie w tym kraju) były piękne
chmury i padał śnieg. Po południu przestał padać. Zaczęła się robić
odwilż.
Dzień potem znalazłem się w tym kraju. Mianowicie znajdowałem się w Anglii, zauważyłem jaskinię Scarrego (tak się nazywa były partner Kayn).
- Cześć! - powiedziałem gdy wszedłem
C.D.N.
Dzień potem znalazłem się w tym kraju. Mianowicie znajdowałem się w Anglii, zauważyłem jaskinię Scarrego (tak się nazywa były partner Kayn).
- Cześć! - powiedziałem gdy wszedłem
C.D.N.
Nowy członek watahy!
Imię: Keten (księżyc)
Przezwisko: No cóż, różni różny mają do niego stosunek, a co za tym idzie różnie go nazywają. Wydaje mi się jednak, że najbardziej pospolitym przezwiskiem jest Zapchlony Kundel.
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Keten. Keten. Co mogę o nim napisać? Życie dało mu w kość i stał się dość poważny. Od początku był też uparty i pod tym względem w ogóle się nie zmienił. Jest dosyć małomówny, co nie oznacza, że nieśmiały. Jakby skrywał jakąś tajemnicę...
Zainteresowania: Keten zdaje się być zażartym wielbicielem nauki. Niemniej jednak ci najbliżsi wiedzą, że ukrywa coś znacznie poważniejszego. Tak, moi drodzy, Keten interesuje się okultyzmem. Ale cii, ja Wam nic nie powiedziałam.
Cechy szczególne: Jest cały stalowoszary, o dziwo krótkowłosy. Długie nieco psujące się (no bo czym tu to umyć?) kły i ołowiana obroża z czerwonym kryształkiem.
Historia: Ech, Keten nie lubi, gdy opowiada się jego bardzo krwawe i brutalne dzieje. Wymienię więc tylko najważniejsze zdarzenia. Urodził się w rodzinie Yasengongi. Yasengongi to swego rodzaju klan. Wilki pochodzące z Yasengongi nazywane są Przechodzącymi. Przechodzący otrzymują po osiągnięciu dojrzałości charakterystyczny kryształ (Parpall), który pozwala im na zmianę swego położenia. Nie będę tutaj omawiać budowy i działania Parpallu. Musicie tylko wiedzieć, że po każdym Przejściu wilk jest na skraju śmierci, dlatego kamień ten używany jest tylko w poważnych przypadkach, między innymi podczas walki. Yasengongi cenią sobie też niezwykle wierność - jeżeli Przechodzący kiedykolwiek opuści ich teren, nie używając Parpallu, ten traci moc i pozostaje piętnem zdrajcy. W podobnej sytuacji znalazł się Keten, musiał uciekać ze swojej ojczyzny. Zdesperowany trafił do Famitu, gdzie stał się gońcem. W końcu jednak, mając dość wykorzystywania, uciekł.
Stanowisko: Jak już wcześniej wspomniałam, Keten interesuje się okultyzmem. Kim więc został? Szamanem!
Rodzina: Brak.
Partner: Życie uczuciowe. Bardzo skomplikowane. W każdym bądź razie uważa, że ma partnerkę. Niestety ta zaginęła, on jednak wciąż wierzy, że ją odnajdzie. Może jakaś ciepła wadera ją zastąpi?
Potomstwo: Miał. Nie żyją. Teraz już nie chce.
Właściciel: kanapeczka1 (Howrse), MilWa15 (Doggi)
Przezwisko: No cóż, różni różny mają do niego stosunek, a co za tym idzie różnie go nazywają. Wydaje mi się jednak, że najbardziej pospolitym przezwiskiem jest Zapchlony Kundel.
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Keten. Keten. Co mogę o nim napisać? Życie dało mu w kość i stał się dość poważny. Od początku był też uparty i pod tym względem w ogóle się nie zmienił. Jest dosyć małomówny, co nie oznacza, że nieśmiały. Jakby skrywał jakąś tajemnicę...
Zainteresowania: Keten zdaje się być zażartym wielbicielem nauki. Niemniej jednak ci najbliżsi wiedzą, że ukrywa coś znacznie poważniejszego. Tak, moi drodzy, Keten interesuje się okultyzmem. Ale cii, ja Wam nic nie powiedziałam.
Cechy szczególne: Jest cały stalowoszary, o dziwo krótkowłosy. Długie nieco psujące się (no bo czym tu to umyć?) kły i ołowiana obroża z czerwonym kryształkiem.
Historia: Ech, Keten nie lubi, gdy opowiada się jego bardzo krwawe i brutalne dzieje. Wymienię więc tylko najważniejsze zdarzenia. Urodził się w rodzinie Yasengongi. Yasengongi to swego rodzaju klan. Wilki pochodzące z Yasengongi nazywane są Przechodzącymi. Przechodzący otrzymują po osiągnięciu dojrzałości charakterystyczny kryształ (Parpall), który pozwala im na zmianę swego położenia. Nie będę tutaj omawiać budowy i działania Parpallu. Musicie tylko wiedzieć, że po każdym Przejściu wilk jest na skraju śmierci, dlatego kamień ten używany jest tylko w poważnych przypadkach, między innymi podczas walki. Yasengongi cenią sobie też niezwykle wierność - jeżeli Przechodzący kiedykolwiek opuści ich teren, nie używając Parpallu, ten traci moc i pozostaje piętnem zdrajcy. W podobnej sytuacji znalazł się Keten, musiał uciekać ze swojej ojczyzny. Zdesperowany trafił do Famitu, gdzie stał się gońcem. W końcu jednak, mając dość wykorzystywania, uciekł.
Stanowisko: Jak już wcześniej wspomniałam, Keten interesuje się okultyzmem. Kim więc został? Szamanem!
Rodzina: Brak.
Partner: Życie uczuciowe. Bardzo skomplikowane. W każdym bądź razie uważa, że ma partnerkę. Niestety ta zaginęła, on jednak wciąż wierzy, że ją odnajdzie. Może jakaś ciepła wadera ją zastąpi?
Potomstwo: Miał. Nie żyją. Teraz już nie chce.
Właściciel: kanapeczka1 (Howrse), MilWa15 (Doggi)
niedziela, 21 grudnia 2014
Od Laury
Przepłynęliśmy z Hitachi'm rzekę. Stanęliśmy przed jaskinią, a Don Lu
nie wyglądał na zadowolonego. Hitachi się pożegnał i szybko zwiał.
(znaczy popłynął) Don Lu szybko powiedział:
- Dlaczego poszłaś? Muszę powiedzieć ci coś ważnego!
- Ja? Kto wyszedł z szczeniakami i nie było go 2 godziny? - powiedziałam
Don Lu spojrzał na mnie.
- Dobra... Przepraszam. Zaatakował nas wilk z watahy cienia i obroniłem szczeniaki. Potem przyszedł jakiś wilk i mnie uleczył. Potem...
- Dobra, powiesz mi potem. Co jest tak ważne, że musiałeś mi powiedzieć?
- Lecę do Europy w ważnych sprawach. Moja starsza siostra pomoże ci w opiece.
- Kiedy lecisz?
- Jutro z samego rana. Chcę ci coś pokazać. - powiedział Lu patrząc na szczeniaki - Jak się nazywam Sydney?
- Tata! - powiedział mój syn
- Tatus! - poprawiła go Karolinka
C.D.N.
- Dlaczego poszłaś? Muszę powiedzieć ci coś ważnego!
- Ja? Kto wyszedł z szczeniakami i nie było go 2 godziny? - powiedziałam
Don Lu spojrzał na mnie.
- Dobra... Przepraszam. Zaatakował nas wilk z watahy cienia i obroniłem szczeniaki. Potem przyszedł jakiś wilk i mnie uleczył. Potem...
- Dobra, powiesz mi potem. Co jest tak ważne, że musiałeś mi powiedzieć?
- Lecę do Europy w ważnych sprawach. Moja starsza siostra pomoże ci w opiece.
- Kiedy lecisz?
- Jutro z samego rana. Chcę ci coś pokazać. - powiedział Lu patrząc na szczeniaki - Jak się nazywam Sydney?
- Tata! - powiedział mój syn
- Tatus! - poprawiła go Karolinka
C.D.N.
Od Kōsei No Ame
Po chwili trwającej zaledwie dwie sekundy przekonałam się, że to nie był
Hitachi. Przed nami stał natomiast bezskrzydły wilk z czarnym porożem
jelenia. A jego ogon? Jego ogon wywierał niesamowite wrażenie. Był długi
i ciemny. Przy obecności wiatru do złudzenia przypominał dym z komina.
Chwilę później dostrzegłam kilka czarnych plam zdobiących jego bialutkie
futro. Basior z wolna ruszył ku nam. Jego żółtopomarańczowe oczy
spokojnie spoglądały przed siebie. Akana uśmiechnęła się. Czyżby go
znała?
- Chin! [czyt. czin] – powiedziała Akana- Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się wilk.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - stwierdziła Akana- Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał jej Chin.
Jak ja nie lubiłam tych dwóch słów. Na samo ich brzmienie zaczynałam się bać, nawet jeśli wypowiadał je taki przyjemny głos, jaki miał Chin.
- Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dokończył.
Te słowa kompletnie zbiły mnie z tropu. Zakładam, że wszyscy dokoła doskonale wiedzą o co chodzi, tylko nie ja. No cóż postanowiłam zapytać:
- Kto to?
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział basior.
„Poddaję się...”, pomyślałam. Jednak Sakura chyba mnie zrozumiała i oznajmiła:
- Lecz za to ja mogę powiedzieć.
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
Zdumiona spojrzałam na Akanę. To było bardzo miłe z jej strony, ale czy naprawdę o to chodziło?
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - odezwałam się.
Wadera stworzyła pole siłowe i od razu zrobiło się milej. Mogłam teraz się skupić na rozmowie.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - powiedziała Sakura.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza. - dodała Ayane.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc? -podsumowałam.
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział basior.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...-mówiła Sakura.
- Ostrożni. - poprawił ją basior- Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić?-dalej zadawałam pytania.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odpowiedziała mi Akana usuwając pole siłowe.
Udaliśmy się na zachód. Śnieg nie przestawał sypać. Drzewa i pobliskie krzewy były nim szczelnie otulone. Sakura rozmawiała o czymś z Chin'em, ale nie przysłuchiwałam się temu. Zatopiłam się natomiast w myślach na temat nauki magii. Byłam tym niezmiernie podekscytowana. „Ciekawe jak to będzie wyglądać?”.
Wkrótce dotarliśmy do ogromnego głazu.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć- dodałam z nutką dumy.
Z wolna weszliśmy do środka. Z ulgą stwierdziłam, że powietrze było tam bardzo ciepłe. Wnętrze jaskini wypełniały wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - zaciekawiłam się.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła mi Akana - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
No proszę, na każdym kroku dowiaduję się czegoś nowego i jestem zaskakiwana...
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - oznajmiła Sakura - Magii, oczywiście.
„Nareszcie!!!”, ucieszyłam się w duchu.
Już miało być tak pięknie, ale ktoś musiał przeszkodzić. Wilk o czerwonym futrze i czarnych skrzydłach wylądował nieopodal nas.
- Kim jesteś? - zapytała Sakura.
- O! Daichi! - wykrzyknął przybyły wilk.
Patrząc na to wszystko zastanawiałam się, co jeszcze się wydarzy, czy raczej, czy coś jeszcze może się wydarzyć.
- Don Lu, ja... - Chin próbował coś powiedzieć.
- Mów mi Płomyk. -oświadczył nijaki Don Lu.
- Jaki Daichi? - odezwała się Akana.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. -powiedział czerwonofutry wilk.
Czyżby Chin kogoś uratował? Ale wobec tego dlaczego Daichi?
Z zaciekawieniem przyglądałam się tej całej scenie, na którą w pewnej chwili wkroczyły dwa małe, przesłodkie szczeniaczki. Podeszły do mnie i przytuliły się.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytałam.
- Karolina i Sydney.
Obdarowałam maluchy szerokim uśmiechem i ponownie skupiłam uwagę na reszcie wilków.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - odezwała się Akana.
Gdyby nie to, że ją znałam, pewnie bym jej uwierzyła. Skoro Akana kłamała, musiała mieć do tego powód.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - wadera lekko kiwnęła głową na powitanie.
- Kōsei No Ame. - przedstawiłam się także kiwając.
„W końcu jestem tu po to, żeby się uczyć.”, pomyślałam zadowolona.
Już miałam się spytać, jak odlepić te szczeniaki, ale wilk się odezwał:
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - oznajmiłam również kłamiąc - Daichi to kolega Sakury.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała rozbawiona Akana.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii - odpowiedział.
- To zacznijmy znów naukę - rzekła Ayane - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
„Oby...”, dodałam z nadzieją w myślach.
C.D.N.
- Chin! [czyt. czin] – powiedziała Akana- Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się wilk.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - stwierdziła Akana- Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał jej Chin.
Jak ja nie lubiłam tych dwóch słów. Na samo ich brzmienie zaczynałam się bać, nawet jeśli wypowiadał je taki przyjemny głos, jaki miał Chin.
- Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dokończył.
Te słowa kompletnie zbiły mnie z tropu. Zakładam, że wszyscy dokoła doskonale wiedzą o co chodzi, tylko nie ja. No cóż postanowiłam zapytać:
- Kto to?
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział basior.
„Poddaję się...”, pomyślałam. Jednak Sakura chyba mnie zrozumiała i oznajmiła:
- Lecz za to ja mogę powiedzieć.
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
Zdumiona spojrzałam na Akanę. To było bardzo miłe z jej strony, ale czy naprawdę o to chodziło?
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - odezwałam się.
Wadera stworzyła pole siłowe i od razu zrobiło się milej. Mogłam teraz się skupić na rozmowie.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - powiedziała Sakura.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza. - dodała Ayane.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc? -podsumowałam.
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział basior.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...-mówiła Sakura.
- Ostrożni. - poprawił ją basior- Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić?-dalej zadawałam pytania.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odpowiedziała mi Akana usuwając pole siłowe.
Udaliśmy się na zachód. Śnieg nie przestawał sypać. Drzewa i pobliskie krzewy były nim szczelnie otulone. Sakura rozmawiała o czymś z Chin'em, ale nie przysłuchiwałam się temu. Zatopiłam się natomiast w myślach na temat nauki magii. Byłam tym niezmiernie podekscytowana. „Ciekawe jak to będzie wyglądać?”.
Wkrótce dotarliśmy do ogromnego głazu.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć- dodałam z nutką dumy.
Z wolna weszliśmy do środka. Z ulgą stwierdziłam, że powietrze było tam bardzo ciepłe. Wnętrze jaskini wypełniały wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - zaciekawiłam się.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła mi Akana - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
No proszę, na każdym kroku dowiaduję się czegoś nowego i jestem zaskakiwana...
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - oznajmiła Sakura - Magii, oczywiście.
„Nareszcie!!!”, ucieszyłam się w duchu.
Już miało być tak pięknie, ale ktoś musiał przeszkodzić. Wilk o czerwonym futrze i czarnych skrzydłach wylądował nieopodal nas.
- Kim jesteś? - zapytała Sakura.
- O! Daichi! - wykrzyknął przybyły wilk.
Patrząc na to wszystko zastanawiałam się, co jeszcze się wydarzy, czy raczej, czy coś jeszcze może się wydarzyć.
- Don Lu, ja... - Chin próbował coś powiedzieć.
- Mów mi Płomyk. -oświadczył nijaki Don Lu.
- Jaki Daichi? - odezwała się Akana.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. -powiedział czerwonofutry wilk.
Czyżby Chin kogoś uratował? Ale wobec tego dlaczego Daichi?
Z zaciekawieniem przyglądałam się tej całej scenie, na którą w pewnej chwili wkroczyły dwa małe, przesłodkie szczeniaczki. Podeszły do mnie i przytuliły się.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytałam.
- Karolina i Sydney.
Obdarowałam maluchy szerokim uśmiechem i ponownie skupiłam uwagę na reszcie wilków.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - odezwała się Akana.
Gdyby nie to, że ją znałam, pewnie bym jej uwierzyła. Skoro Akana kłamała, musiała mieć do tego powód.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - wadera lekko kiwnęła głową na powitanie.
- Kōsei No Ame. - przedstawiłam się także kiwając.
„W końcu jestem tu po to, żeby się uczyć.”, pomyślałam zadowolona.
Już miałam się spytać, jak odlepić te szczeniaki, ale wilk się odezwał:
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - oznajmiłam również kłamiąc - Daichi to kolega Sakury.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała rozbawiona Akana.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii - odpowiedział.
- To zacznijmy znów naukę - rzekła Ayane - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
„Oby...”, dodałam z nadzieją w myślach.
C.D.N.
sobota, 20 grudnia 2014
Fuyōna Kodomo wróciła z wyprawy!
Wilk Fuyōna Kodomo wrócił z wyprawy z Piaskowej Jaskini! Znalazła Amulet Pokoju i 15 magicznych kamieni.
Od Hitachi'ego C.D. Sakura, Kōsei No Ame
Gdy Laura zapytała co robimy, oświadczyłem:
- Wracamy. Może już wrócili- gdy to powiedziałem ruszyliśmy biegiem. Laura prowadziła, ponieważ nie wiedziałem, gdzie jest jej jaskinia. Gdy dobiegliśmy po kilku minitach, okazało się, że trzeba przepłynąć. Laura oczywiście nie płynęła, więc tylko ja musiałem zamoczyć skrzydła. I tak jeszcze ich nie użyję...
Właśnie dopłynąłem na małą wyspę.
- Kim jesteś?- wykrzyknął jakiś basior na mój widok. Na szczęście Laura właśnie stanęła na wysepce.
- To jest Hitachi- powiedziała, patrząc to na mnie, to na wilka. Nie chciałem, żeby powstały jakieś nieporozumienia, więc pożegnałem Laurę i odpłynąłem.
Postanowiłem poszukać Sakury, Kōsei No Ame i Akany. Wróciłem w pobliże jaskini Alfy i zwietrzyłem trop. Szedłem aż do momentu, gdy trop się urwał. Wiedziałem, że to albo było pole siłowe, albo nagle wszyscy wyparowali. Bez wahania szedłem dalej, aż natknąłem się na wielki kamień, przesłaniający wejście do jakiejś jaskini. Próbowałem go przesunąć siłą, ale nawet nie drgnął. Postanowiłem działać nie siłą fizyczną, tylko umysłową. Znalazłem żołędzia po czym ustawiłem go "na" kamieniu, tak, aby jego korzenie odsunęły kamień. Oczywiście, plan powiódł się za trzecim razem.
<Sakura? Kōsei No Ame?>
- Wracamy. Może już wrócili- gdy to powiedziałem ruszyliśmy biegiem. Laura prowadziła, ponieważ nie wiedziałem, gdzie jest jej jaskinia. Gdy dobiegliśmy po kilku minitach, okazało się, że trzeba przepłynąć. Laura oczywiście nie płynęła, więc tylko ja musiałem zamoczyć skrzydła. I tak jeszcze ich nie użyję...
Właśnie dopłynąłem na małą wyspę.
- Kim jesteś?- wykrzyknął jakiś basior na mój widok. Na szczęście Laura właśnie stanęła na wysepce.
- To jest Hitachi- powiedziała, patrząc to na mnie, to na wilka. Nie chciałem, żeby powstały jakieś nieporozumienia, więc pożegnałem Laurę i odpłynąłem.
Postanowiłem poszukać Sakury, Kōsei No Ame i Akany. Wróciłem w pobliże jaskini Alfy i zwietrzyłem trop. Szedłem aż do momentu, gdy trop się urwał. Wiedziałem, że to albo było pole siłowe, albo nagle wszyscy wyparowali. Bez wahania szedłem dalej, aż natknąłem się na wielki kamień, przesłaniający wejście do jakiejś jaskini. Próbowałem go przesunąć siłą, ale nawet nie drgnął. Postanowiłem działać nie siłą fizyczną, tylko umysłową. Znalazłem żołędzia po czym ustawiłem go "na" kamieniu, tak, aby jego korzenie odsunęły kamień. Oczywiście, plan powiódł się za trzecim razem.
<Sakura? Kōsei No Ame?>
Od Don'a Lu C.D. Ktokolwiek
Wróciliśmy do jaskini. Oczywiście pomogłem szczeniakom przedostać się
przez rzekę. Gdy przekraczaliśmy próg jaskini, już miałem powiedzieć coś
ważnego Laurze, ale nikogo nie było. Zauważyłem książkę leżącą na
naszym łóżku. Otworzyłem ją.
- Tata...- powiedział znudzony Sydney
- Kakugasiup...- powiedziała Karolinka
- Pobawcie się dzieciaczki. Tatuś coś załatwia. - powiedziałem troskliwie
- Tatus. - powiedziała Karolinka
- Tata. - poprawił ją Sydney
Dzieci zaczęły się kłócić.
- Pobawcie się figurkami z kamieni. - powiedziałem
Myślałem dlaczego nie ma Laury. Nie chciałem jej szukać, bo musiałbym iść ze szczeniakami, a one są zmęczone. Poza tym Laura da sobie radę. Nagle usłyszałem, że ktoś płynie i wchodzi na wyspę. Na pewno nie jest to Laura, bo ona użyłaby czarów...
<Ktokolwiek?>
- Tata...- powiedział znudzony Sydney
- Kakugasiup...- powiedziała Karolinka
- Pobawcie się dzieciaczki. Tatuś coś załatwia. - powiedziałem troskliwie
- Tatus. - powiedziała Karolinka
- Tata. - poprawił ją Sydney
Dzieci zaczęły się kłócić.
- Pobawcie się figurkami z kamieni. - powiedziałem
Myślałem dlaczego nie ma Laury. Nie chciałem jej szukać, bo musiałbym iść ze szczeniakami, a one są zmęczone. Poza tym Laura da sobie radę. Nagle usłyszałem, że ktoś płynie i wchodzi na wyspę. Na pewno nie jest to Laura, bo ona użyłaby czarów...
<Ktokolwiek?>
Od Laury C.D.Hitachi
Pobiegłam za Hitachi'm. Przez jakiś czas nie nadążałam za nim, ale potem dogoniłam go. Był przy Kamiennych Wrotach.
- Nikogo nie ma? - zapytałam
- Nikogo i nic...- powiedział
- Znasz czary? - zapytałam nie na temat
- Dziedzinę natury do mistrzostwa i...- urwał jakby zapomniał, że coś trzyma w tajemnicy
- Co? Tak właściwie, to co czytałeś? - zapytałam
- Nic...- powiedział
- Ja znam magię wody do mistrzostwa, potrafię być niewidzialna i uleczać. To co teraz zrobimy?
<Hitachi?>
- Nikogo nie ma? - zapytałam
- Nikogo i nic...- powiedział
- Znasz czary? - zapytałam nie na temat
- Dziedzinę natury do mistrzostwa i...- urwał jakby zapomniał, że coś trzyma w tajemnicy
- Co? Tak właściwie, to co czytałeś? - zapytałam
- Nic...- powiedział
- Ja znam magię wody do mistrzostwa, potrafię być niewidzialna i uleczać. To co teraz zrobimy?
<Hitachi?>
piątek, 19 grudnia 2014
Fuyōna Kodomo wybiera się na wyprawę!
Wilk Fuyōna Kodomo wybiera się na wyprawę do Piaskowej Jaskini! Ma szansę
znaleźć Amulet Pokoju i 15 magicznych kamieni. Wróci 20 grudnia.
Od Fuyōny Kodomo
Stałam na polanie, opuszczona, samotna, smutna... właściwie to nie,
nie odczuwałam już smutku ani samotności. Był tylko ból i znudzenie.
Wiatr delikatnie mierzwił moje futro, wyostrzał zmysły. Ruszyłam na
północ. Nie wiedziałam gdzie idę, chciałam po prostu zwalczyć nudę.
Minęłam wielki dąb którego gałęzie zdawały się sięgać nieba. Dalej, w
kierunku do którego zmierzałam było wiele drzew i ścieżek. Nie chciałam
tam iść, potrzebowałam czegoś ryzykownego, niecodziennego. Skręciłam w
lewo gdzie zaczynały się wyższe górki i skały. Co jakiś czas mijałam
małe jeziorko, więc wody miałam pod dostatkiem. Było tu wiele królików i
saren na które mogłam zapolować by mieć co jeść. Aczkolwiek było to
dziwne, gdyż mamy środek zimy. Sama nie wiem jak długo szłam. To mógł
być tydzień, a mogły być i miesiące. Dawno straciłam rachubę czasu. Nad
widnokręgiem wzeszło słońce oświetlając wielką, piaszczystą pustynię
Chimei. W sumie, nie wiem czy na pewno tak się nazywa. Równie dobrze
może być to pustynia Subarashi, czy Yuruginai, lub nawet inna o której
nie dane mi było słyszeć. W każdym razie ruszyłam prosto na nią. Co
prawda nie było na niej wiele wody i pożywienia, ale zapadał zmrok i
musiałam się gdzieś schować. Poza tym pustynia to było jedyne miejsce
wolne od zimnego śniegu otaczającym niedaleko położone polany. Znalazłam
jedną piaskową jaskinię i postanowiłam w niej przespać tę noc. Pełna
ona była korytarzy - wszystkie jednakowe i zgubne. Uklepałam sobie z
piasku legowisko i położyłam się. -To będzie długa noc - pomyślałam.
C.D.N.
C.D.N.
czwartek, 18 grudnia 2014
Od Ayane Sakury C.D. Kōsei No Ame
Gdy już miałam uczyć Kōsei No Ame magii, nagle ktoś wylądował koło nas, lecz jeszcze nie na terenach świętego miejsca. Był to basior o futrze czerwonym i o czarnych skrzydłach.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- O! Daichi! - krzyknął nieznajomy wilk. Daichi? Kto to? Może on widzi kogoś, kogo my nie widzimy. Może ktoś nas śledzi?
- Don Lu, ja... - basior nie pozwolił Chin'owi dokończyć. Pewnie nazywa się Don Lu, jak mu mówił. Może Daichi to Chin?
- Mów mi Płomyk. - powiedział Don Lu.
- Jaki Daichi? - zapytała Akana. Miała tylu uczniów (i świetną pamięć), więc Daichi mógł się jej z kimś kojarzyć.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedział świeżo przez nas poznany basior. Może faktycznie Chin uratował Don'a Lu, ale podał się za Daichi'ego?
Szczeniaki ruszyły w stronę Kōsei No Ame, która była cicho i się tylko przyglądała. Przytuliły ją.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała Kurayami z przyczepionymi do niej szczeniętami.
- Karolina i Sydey. - odparł Płomyk. Ładne imiona, choć trochę bardziej europejskie niż japońskie.
Akana wreszcie uznała, że Chin jest Daichi'm i tak się nazwał przy Donie Lu.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - skłamała Akana. I kłamała świetnie.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
Ja za to nie zamierzałam kłamać. Nie teraz.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - kiwnęłam głową lekko na powitanie, jak to wilki magiczne robią.
- Kōsei No Ame. - przedstawiła się (nadal oblepiona młodymi wilczkami) i kiwnęła naśladując mnie.
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - udzieliła się Kurayami i też skłamała. - Daichi to kolega Sakury. - wymyśliła szybko wadera. Mimowolnie uśmiechnęłam się, choć chciałam przewrócić oczami, lecz przy "gościach" tak nie wypada, a zwłaszcza przy Akanie.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
Najgorsze było to, że nic nie wiedział. Znał tylko moje prawdziwe imię i imię Kurayami. Lecz, nie będziemy niego w to plątać. To przecież przyjazny, zwykły wilk. Jeszcze mu się coś przez nas stanie.
Basior już poszedł.
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała Akana i zaśmiała się pod nosem.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii. - odpowiedział Chin.
- To zacznijmy znów naukę. - rzekłam. - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
<Kōsei No Ame?>
- Kim jesteś? - zapytałam.
- O! Daichi! - krzyknął nieznajomy wilk. Daichi? Kto to? Może on widzi kogoś, kogo my nie widzimy. Może ktoś nas śledzi?
- Don Lu, ja... - basior nie pozwolił Chin'owi dokończyć. Pewnie nazywa się Don Lu, jak mu mówił. Może Daichi to Chin?
- Mów mi Płomyk. - powiedział Don Lu.
- Jaki Daichi? - zapytała Akana. Miała tylu uczniów (i świetną pamięć), więc Daichi mógł się jej z kimś kojarzyć.
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedział świeżo przez nas poznany basior. Może faktycznie Chin uratował Don'a Lu, ale podał się za Daichi'ego?
Szczeniaki ruszyły w stronę Kōsei No Ame, która była cicho i się tylko przyglądała. Przytuliły ją.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała Kurayami z przyczepionymi do niej szczeniętami.
- Karolina i Sydey. - odparł Płomyk. Ładne imiona, choć trochę bardziej europejskie niż japońskie.
Akana wreszcie uznała, że Chin jest Daichi'm i tak się nazwał przy Donie Lu.
- A, tak to Daichi. Jestem jego starszą siostrą i czasem mam zaniki pamięci. Nazywam się Darinn. Witaj! Płomyku, tak? - skłamała Akana. I kłamała świetnie.
- Tak, nazywaj mnie Płomyk lub Don Lu. A jakie są imiona dwóch pozostałych? - spytał.
Ja za to nie zamierzałam kłamać. Nie teraz.
- Ayane Sakura, właścicielka Watahy Kwiatu Wiśni. - kiwnęłam głową lekko na powitanie, jak to wilki magiczne robią.
- Kōsei No Ame. - przedstawiła się (nadal oblepiona młodymi wilczkami) i kiwnęła naśladując mnie.
- Karina, Sydney, chodźcie! Nie będziemy przeszkadzać tym wilkom w... A właściwie co wy robicie?
- To spotkanie towarzyskie, można nazwać to piknikiem bez jedzenia. - udzieliła się Kurayami i też skłamała. - Daichi to kolega Sakury. - wymyśliła szybko wadera. Mimowolnie uśmiechnęłam się, choć chciałam przewrócić oczami, lecz przy "gościach" tak nie wypada, a zwłaszcza przy Akanie.
- To nie będziemy wam przeszkadzać w pikniku. Do widzenia, Daichi, Darinn, Ayane Sakuro i Kōsei No Ame! - pożegnał nas Don Lu i zaczął iść. - Może kiedyś się spotkamy?
Najgorsze było to, że nic nie wiedział. Znał tylko moje prawdziwe imię i imię Kurayami. Lecz, nie będziemy niego w to plątać. To przecież przyjazny, zwykły wilk. Jeszcze mu się coś przez nas stanie.
Basior już poszedł.
- Na czym skończyliśmy, Daichi? - powiedziała Akana i zaśmiała się pod nosem.
- Na nauczeniu Kōsei No Ame magii. - odpowiedział Chin.
- To zacznijmy znów naukę. - rzekłam. - I tym razem nic nam jej nie przerwie.
<Kōsei No Ame?>
Don Lu walczy z Juanem i...
Wilk Don Lu walczy z Juanem i... wygrywa! Dostaje 20 magicznych kamieni i Eliksir Dorastania.
Od Don'a Lu C.D. Ayane Sakura
- Tata! - powiedział Sydney (jego pierwsze słowo ^.^)
Karolinka wymamrotała coś takiego:
- Kainkalata!
Uśmiechnąłem się.
- Już nic mi nie jest. Ten tajemniczy "pan" mi pomógł. - powiedziałem
Szczeniaki pobiegły do przodu. Ja pobiegłem za nimi i zabrałem na grzbiet. Lecieliśmy w powietrzu niczym ptaki. Miałem wrażenie jakbym urodził się jeszcze raz. Było to piękne uczucie. Wylądowałem. Zauważyłem powtórnie tego basiora i jakieś inne wilki.
- Kim jesteś? - zapytała biała wadera
- O! Daichi! - krzyknąłem nie zwracając uwagi na resztę
- Don Lu, ja...- nie dokończył
- Mów mi Płomyk. - powiedziałem
- Jaki Daichi? - powiedziała czarna wadera
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedziałem
Szczeniaki przytuliły białą waderę.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała
- Karolina i Sydey. - odparłem
<Ayane Sakura?>
Karolinka wymamrotała coś takiego:
- Kainkalata!
Uśmiechnąłem się.
- Już nic mi nie jest. Ten tajemniczy "pan" mi pomógł. - powiedziałem
Szczeniaki pobiegły do przodu. Ja pobiegłem za nimi i zabrałem na grzbiet. Lecieliśmy w powietrzu niczym ptaki. Miałem wrażenie jakbym urodził się jeszcze raz. Było to piękne uczucie. Wylądowałem. Zauważyłem powtórnie tego basiora i jakieś inne wilki.
- Kim jesteś? - zapytała biała wadera
- O! Daichi! - krzyknąłem nie zwracając uwagi na resztę
- Don Lu, ja...- nie dokończył
- Mów mi Płomyk. - powiedziałem
- Jaki Daichi? - powiedziała czarna wadera
- Uratował mnie... To on, jestem pewny. - powiedziałem
Szczeniaki przytuliły białą waderę.
- Jakie słodkie szczeniaki... Jak się nazywają? - zapytała
- Karolina i Sydey. - odparłem
<Ayane Sakura?>
Od Hitachi'ego C.D. Don Lu, Laura
- A nic- opadłem na ziemię i zamknąłem księgę.- Szukasz czegoś?- zapytałem. Nikt bez powodu nie wpada do mojej jaskini...
- Em.... Właściwie tak. Nie przechodził tędy skrzydlaty wilk z dwójką szczeniaków?- zapytała wadera.
- Przykro mi, nie widziałem. Mogę pomóc Ci szukać, jeśli chcesz.
- Yyy... No dobrze- powiedziała wadera, patrząc na moje rogi. Puki nie zapyta, nie zamierzałem nic jej tłumaczyć. Wyszliśmy z jaskini, po czym zapytałem, czy wie, gdzie poszli.
- Chyba w stronę kamiennych wrót...- powiedziała. Nie wiem czemu, ale po chwili zacząłem biec. Natrafiłem na miejsce, niedaleko jaskini Sakury. Nie leżał tam śnieg. Złapałem trop, niestety był to trop Sakury i Akany. Nie wiem, czy wiecie, ale magiczne wilki pachną trochę inaczej niż normalne. Zostawiłem trop i pobiegłem dalej. Zostawiłem Laurę w tyle już dawno. Gdy po kilkunastu minutach dobiegłem do wrót, niczego w okolicy nie było... Przeszedłem przez Kamienne Wrota i to kilkukrotnie, jednak nie czułem żadnej różnicy.
<Don Lu? Laura? Ktoś inny?>
- Em.... Właściwie tak. Nie przechodził tędy skrzydlaty wilk z dwójką szczeniaków?- zapytała wadera.
- Przykro mi, nie widziałem. Mogę pomóc Ci szukać, jeśli chcesz.
- Yyy... No dobrze- powiedziała wadera, patrząc na moje rogi. Puki nie zapyta, nie zamierzałem nic jej tłumaczyć. Wyszliśmy z jaskini, po czym zapytałem, czy wie, gdzie poszli.
- Chyba w stronę kamiennych wrót...- powiedziała. Nie wiem czemu, ale po chwili zacząłem biec. Natrafiłem na miejsce, niedaleko jaskini Sakury. Nie leżał tam śnieg. Złapałem trop, niestety był to trop Sakury i Akany. Nie wiem, czy wiecie, ale magiczne wilki pachną trochę inaczej niż normalne. Zostawiłem trop i pobiegłem dalej. Zostawiłem Laurę w tyle już dawno. Gdy po kilkunastu minutach dobiegłem do wrót, niczego w okolicy nie było... Przeszedłem przez Kamienne Wrota i to kilkukrotnie, jednak nie czułem żadnej różnicy.
<Don Lu? Laura? Ktoś inny?>
Od Laury C.D. Hitachi
Don Lu poszedł z szczeniakami na wycieczkę. Ja siedziałam sama w
jaskini. Martwiłam się o nich. Długo nie wracali do domu. bałam się, że
coś się stało. Czekałam i czekałam... Postanowiłam dokończyć czytać
książkę o MNIE. Ciągle zadawałam sobie pytanie: "Dlaczego ja?" Po
chwili mi się znudziło. "Idę na wycieczkę. Tak jak dzieci i Lu.'' Szłam
i nagle wpadłam do jakiejś nory. Zauważyłam basiora z porożami
czytającego jakąś księgę. Lekko przeraził się. Wstałam. Strasznie bolały mnie plecy...
- Jestem Laura. - powiedziałam - Należysz do Watahy Kwiatu Wiśni? Ja tak.
- Nazywam się Hitachi. - odpowiedział basior - Tak, należę.
- Co robisz? - zapytałam z ciekawości
<Hitachi?>
- Jestem Laura. - powiedziałam - Należysz do Watahy Kwiatu Wiśni? Ja tak.
- Nazywam się Hitachi. - odpowiedział basior - Tak, należę.
- Co robisz? - zapytałam z ciekawości
<Hitachi?>
Od Ayane Sakury C.D. Kōsei No Ame
Nie, to nie był Hitachi. Nie miał skrzydeł. Zauważyłam też, że miał białą sierść. Ogon był długi i ciemny, a gdy powiewał na wietrze wyglądał jak czarny dym z komina. Jego dumne poroże jelenia było tego samego koloru co ogon. Na plecach znajdowały się długie, (znów czarne) plamy przypominające brudne krople. Jego jedna przednia łapa była również cała czarna. A może po prostu to bród? Wilk się zbliżał. Przypominał on bardziej basiora niż waderę. Zauważyłam jego oczy. Miały piękną, żółtopomarańczową barwę. Wyglądały, jakby były wilka magicznego. Może on jest nim? Akana obróciła się i spojrzała na niego. Szeroko i szczerze się uśmiechnęła. Pewnie go znała. Ale kto to? Wilk podchodził coraz bliżej, aż mogłam mu się bardzo dokładnie przyjrzeć.
Był już blisko nas. Stanął przed nami patrząc się nam w oczy.
- Chin! [czyt. czin] - powiedziała Akana, jakby widziała swego syna. - Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się Chin. Powiedział to jakby recytował wiersz. Muszę przyznać, miał ładny głos. Jego głos był młody i cichy, wręcz śpiewny, ale też zarazem pełen entuzjazmu.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - rzekła wilczyca. Już wiem. To było hasło. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał Akanie wilk. Kōsei No Ame wyglądała na przestraszoną i zdrętwiałą z zimna. - Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dobrze wiedziałam o kogo chodzi. Akana też. Jedynie Kurayami sprawiała wrażenie zdezorientowanej.
- Kto to? - spytała Kōsei No Ame.
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział na to Chin. Kurayami przyglądała mu się.
- Lecz za to ja mogę powiedzieć. - powiedziałam spokojnie. Basior uśmiechnął się do mnie. Tak bardzo przypominał mi Hitachi'ego...
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - Wilk Pierwszy wyczarował pole siłowe. W środku śnieg stopniał, a przemarzniętej waderze zrobiło się cieplej. Gdyby ktoś nas szpiegował przez pole siłowe nic by nie słyszał. Pewnie dlatego Akana to zrobiła.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - rzekłam.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc?
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział wilk.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...
- Ostrożni. - poprawił mnie basior. - Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić? - zapytała znów wadera.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odparła Akana i po chwili pole siłowe zniknęło.
Zaczęliśmy iść zachód, ze strony, z której przyszedł Chin. Właśnie tam mieszka Inferno.
- Jak się nazywasz? - spytał wreszcie Chin.
- Ayane Sakura. Wilk magiczny czystokrwisty. - powiedziałam z powagą.
- O! Z watahy Aroona? Ja wilk magiczny nieczystokrwisty, z Europy. - odparł rogaty basior. - Nigdy nie miałem takich zaszczytów jak wataha Wilka Pierwszego. Choć w sumie, uczyła mnie Akana, co też jest zaszczytem. A czy znasz Noriko Sayuri? Rok temu spotkałem ją, był to wilk magiczny też z watahy Aroona, ale uciekła po pewnym wydarzeniu. Nie chciała mi powiedzieć, jakim. - gdy powiedział to niemal nie zemdlałam ze zdziwienia. Moja matka żyje? I jeszcze zna Chin'a? To zbyt piękne, aby było prawdziwe... Ale jednak. Odróżniał rzeczywistość od fikcji.
Uśmiechnęłam się.
- I ja też ci nie powiem. - odparłam z uśmiechem, niemal większym od sztucznego uśmiechu z amuletu. Tak się cieszyłam, że moja matka żyje. Chociaż jedna osoba z mojej wielkiej rodziny.
Teraz nie czas się cieszyć z takiego błahego powodu. Nie wiadomo czy przeżyję spotkanie z Fuan Himei.
Ale nie będę myśleć pesymistycznie. Myślę realistycznie. Może przeżyję, może nie... Nie wiadomo. Mój uśmiech zbledł i stał się normalnym wyrazem twarzy.
Choć przeszliśmy mało, zobaczyłam wielki głaz, który wyglądał jak okrągła, kamienna ściana. Tylko z jednej strony znikała.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana. Nie szliśmy w razem w grupie, lecz jakby w rozsypce. Były duże odległości pomiędzy nami. Jedynie Chin szedł w miarę blisko mnie. - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć. - powiedziała dumnie Kōsei No Ame.
Weszliśmy do środka. Było tam ciepło, jak we wiosnę i rosły tam ładne, wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - spytała zaciekawiona Kurayami.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła Akana. - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - rzekłam. - Magii, oczywiście.
<Kōsei No Ame?>
Był już blisko nas. Stanął przed nami patrząc się nam w oczy.
- Chin! [czyt. czin] - powiedziała Akana, jakby widziała swego syna. - Skąd ty się znalazłeś? Z Europy przecież długa droga.
- Wszystko w swoim czasie. - uśmiechnął się Chin. Powiedział to jakby recytował wiersz. Muszę przyznać, miał ładny głos. Jego głos był młody i cichy, wręcz śpiewny, ale też zarazem pełen entuzjazmu.
- Dobrze. Możemy mu zaufać. - rzekła wilczyca. Już wiem. To było hasło. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Fuan Himei nadchodzi. - przerwał Akanie wilk. Kōsei No Ame wyglądała na przestraszoną i zdrętwiałą z zimna. - Przyjdzie za około sześć dni. Sugeruję, abyście poszły do Inferna. - dobrze wiedziałam o kogo chodzi. Akana też. Jedynie Kurayami sprawiała wrażenie zdezorientowanej.
- Kto to? - spytała Kōsei No Ame.
- Wszystko w swoim czasie... - odpowiedział na to Chin. Kurayami przyglądała mu się.
- Lecz za to ja mogę powiedzieć. - powiedziałam spokojnie. Basior uśmiechnął się do mnie. Tak bardzo przypominał mi Hitachi'ego...
- Widzę, że nie jest ci ciepło, Kōsei No Ame. - wtrąciła Akana. - Wyczarować pole siłowe, w którym jest cieplej? I po pierwsze nie ma wiatru.
- Nie trzeba. Choć w sumie, poprosiłabym. - Wilk Pierwszy wyczarował pole siłowe. W środku śnieg stopniał, a przemarzniętej waderze zrobiło się cieplej. Gdyby ktoś nas szpiegował przez pole siłowe nic by nie słyszał. Pewnie dlatego Akana to zrobiła.
- A więc Inferno to jeden ze smoków. - rzekłam.
- Ja jeszcze coś wtrącę. - przerwał Chin. - Jeden z najpotężniejszych smoków. I najgroźniejszych.
- Nie wszystkie smoki są takie same jak Seishin. Dzikie smoki są o wiele bardziej niebezpieczne, a nawet ich magia jest potężniejsza.
- Czyli mamy zapytać jednego z najgroźniejszych smoków o pomoc?
- Mniej więcej tak to wygląda - powiedział wilk.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale już obchodziłam się ze smokami. Jeśli będziemy ostrożne...
- Ostrożni. - poprawił mnie basior. - Ja też idę.
- Jeśli będziemy ostrożni wszystko się uda.
- A co będę musiała konkretnie robić? - zapytała znów wadera.
- O tym powiemy później. Musimy już ruszać. - odparła Akana i po chwili pole siłowe zniknęło.
Zaczęliśmy iść zachód, ze strony, z której przyszedł Chin. Właśnie tam mieszka Inferno.
- Jak się nazywasz? - spytał wreszcie Chin.
- Ayane Sakura. Wilk magiczny czystokrwisty. - powiedziałam z powagą.
- O! Z watahy Aroona? Ja wilk magiczny nieczystokrwisty, z Europy. - odparł rogaty basior. - Nigdy nie miałem takich zaszczytów jak wataha Wilka Pierwszego. Choć w sumie, uczyła mnie Akana, co też jest zaszczytem. A czy znasz Noriko Sayuri? Rok temu spotkałem ją, był to wilk magiczny też z watahy Aroona, ale uciekła po pewnym wydarzeniu. Nie chciała mi powiedzieć, jakim. - gdy powiedział to niemal nie zemdlałam ze zdziwienia. Moja matka żyje? I jeszcze zna Chin'a? To zbyt piękne, aby było prawdziwe... Ale jednak. Odróżniał rzeczywistość od fikcji.
Uśmiechnęłam się.
- I ja też ci nie powiem. - odparłam z uśmiechem, niemal większym od sztucznego uśmiechu z amuletu. Tak się cieszyłam, że moja matka żyje. Chociaż jedna osoba z mojej wielkiej rodziny.
Teraz nie czas się cieszyć z takiego błahego powodu. Nie wiadomo czy przeżyję spotkanie z Fuan Himei.
Ale nie będę myśleć pesymistycznie. Myślę realistycznie. Może przeżyję, może nie... Nie wiadomo. Mój uśmiech zbledł i stał się normalnym wyrazem twarzy.
Choć przeszliśmy mało, zobaczyłam wielki głaz, który wyglądał jak okrągła, kamienna ściana. Tylko z jednej strony znikała.
- Chodźcie. - krzyknęła Akana. Nie szliśmy w razem w grupie, lecz jakby w rozsypce. Były duże odległości pomiędzy nami. Jedynie Chin szedł w miarę blisko mnie. - Tu będziemy ćwiczyć magię.
- I się jej uczyć. - powiedziała dumnie Kōsei No Ame.
Weszliśmy do środka. Było tam ciepło, jak we wiosnę i rosły tam ładne, wielobarwne kwiaty.
- Dlaczego tu nie ma zimy? - spytała zaciekawiona Kurayami.
- To jedno z miejsc świętych. - wytłumaczyła Akana. - Lecz nie jest bardzo ważne, ale po prostu odporne na magię niszczącą.
- No dobrze, Kōsei No Ame. Zaczynamy naukę. - rzekłam. - Magii, oczywiście.
<Kōsei No Ame?>
Od Don'a Lu
*
Chin podróżował niewidzialny. Od czasu do czasu ćwiczył swą magię na nasionach, drzewach lub innych dostępnych rzeczach. Czasem szedł pieszo, czasem latał. Lecz jak latał, jest to tajemnicą.
- Miałem wrażenie, że przed chwilą nic tam nie rosło...- wymamrotał pewien głos.
"Chinie, dlaczego używasz magii na terenach zasiedlonych? Już cię ktoś zauważył!" - myślał w tej chwili niewidzialny basior. - "Dobra, jak już ktoś to zauważył to muszę być widzialny. Lecz muszę kłamać..."
- Pomocy...- wyjąkał basior leżący na ziemi z zakrwawionym skrzydłem.
- Witaj, jestem... - Chin po krótkim namyśle wymyślił "swoje" imię. Umiał dobrze kłamać. - Daichi [czyt. Daiczi], młody dwuipółletni wilk. Słyszałem, że mam w czymś pomóc.
- Skrzydło... Zostałem zaatakowany przez pewnego... - szeptał czerwony basior. - Juana.
- A twoje imię? - wilk z porożem chciał się dowiedzieć.
- Don Lu... - powiedział niemal bezgłośnie.
- Dobrze, już ci opatrzę skrzydło. Poczekaj chwileczkę, muszę wziąć potrzebne do tego rzeczy... - Daichi (choć tak na prawdę Chin) poszedł za duże drzewo i stał się przezroczysty dla pewności. Wyczarował kwiat i miseczkę, a potem szybko zrobił z tego zimny wywar, i ulepszył jego działanie czarem. Zerwał spory kawałek kory z pobliskiego drzewa, a później zanurzył go w toniku.
Znów był widzialny. Przyszedł z miseczką, w środku z wywarem i korą.
- Skąd?... - nie dokończył pytania Don Lu, bo mu przerwano.
- Ci... Ci... Jesteś zmęczony, więc oszczędzaj siły. - Chin za skarby nie chciał wyjawić skąd to się wzięło, bo dobrze wiedział o co chciał spytać Don Lu, a nie lubił kłamać (choć czasem musiał). Potem płaty kory ułożył ładnie na skrzydłach i wlał do ust basiora tonik.
- Lepiej? - zapytał Daichi.
- O wiele. Jakbym nie miał żadnej rany, a energii też mam więcej. - odpowiedział basior.
- To dobrze. Ja już będę zmykać, a przy okazji może poszukam tego Juana. Do widzenia!
- Do widzenia! - odkrzyknął Don Lu, jak rogacz odchodził. Chin zauważył jeszcze, że przyszły do niego szczenięta i o czymś rozmawiali.
- Uff... - odetchnął Chin, gdy już nie widział Don'a Lu i jego potomstwa. Teraz poszedł w stronę Akany. Dobrze wiedział co ma jej powiedzieć i gdzie ona jest. Stał się niewidzialny i szedł dalej.
* Opowiadanie pisane przez właścicielkę bloga, lecz Chin nie jest jeszcze w watasze, a występuje w opowiadaniu Don'a Lu, dlatego to opowiadanie ma tytuł "Od Don'a Lu". Jest też ono napisane z punktu nieznanego narratora, jak w większości powieściach. Mam zgodę właścicielki tego basiora.
Chin podróżował niewidzialny. Od czasu do czasu ćwiczył swą magię na nasionach, drzewach lub innych dostępnych rzeczach. Czasem szedł pieszo, czasem latał. Lecz jak latał, jest to tajemnicą.
- Miałem wrażenie, że przed chwilą nic tam nie rosło...- wymamrotał pewien głos.
"Chinie, dlaczego używasz magii na terenach zasiedlonych? Już cię ktoś zauważył!" - myślał w tej chwili niewidzialny basior. - "Dobra, jak już ktoś to zauważył to muszę być widzialny. Lecz muszę kłamać..."
- Pomocy...- wyjąkał basior leżący na ziemi z zakrwawionym skrzydłem.
- Witaj, jestem... - Chin po krótkim namyśle wymyślił "swoje" imię. Umiał dobrze kłamać. - Daichi [czyt. Daiczi], młody dwuipółletni wilk. Słyszałem, że mam w czymś pomóc.
- Skrzydło... Zostałem zaatakowany przez pewnego... - szeptał czerwony basior. - Juana.
- A twoje imię? - wilk z porożem chciał się dowiedzieć.
- Don Lu... - powiedział niemal bezgłośnie.
- Dobrze, już ci opatrzę skrzydło. Poczekaj chwileczkę, muszę wziąć potrzebne do tego rzeczy... - Daichi (choć tak na prawdę Chin) poszedł za duże drzewo i stał się przezroczysty dla pewności. Wyczarował kwiat i miseczkę, a potem szybko zrobił z tego zimny wywar, i ulepszył jego działanie czarem. Zerwał spory kawałek kory z pobliskiego drzewa, a później zanurzył go w toniku.
Znów był widzialny. Przyszedł z miseczką, w środku z wywarem i korą.
- Skąd?... - nie dokończył pytania Don Lu, bo mu przerwano.
- Ci... Ci... Jesteś zmęczony, więc oszczędzaj siły. - Chin za skarby nie chciał wyjawić skąd to się wzięło, bo dobrze wiedział o co chciał spytać Don Lu, a nie lubił kłamać (choć czasem musiał). Potem płaty kory ułożył ładnie na skrzydłach i wlał do ust basiora tonik.
- Lepiej? - zapytał Daichi.
- O wiele. Jakbym nie miał żadnej rany, a energii też mam więcej. - odpowiedział basior.
- To dobrze. Ja już będę zmykać, a przy okazji może poszukam tego Juana. Do widzenia!
- Do widzenia! - odkrzyknął Don Lu, jak rogacz odchodził. Chin zauważył jeszcze, że przyszły do niego szczenięta i o czymś rozmawiali.
- Uff... - odetchnął Chin, gdy już nie widział Don'a Lu i jego potomstwa. Teraz poszedł w stronę Akany. Dobrze wiedział co ma jej powiedzieć i gdzie ona jest. Stał się niewidzialny i szedł dalej.
* Opowiadanie pisane przez właścicielkę bloga, lecz Chin nie jest jeszcze w watasze, a występuje w opowiadaniu Don'a Lu, dlatego to opowiadanie ma tytuł "Od Don'a Lu". Jest też ono napisane z punktu nieznanego narratora, jak w większości powieściach. Mam zgodę właścicielki tego basiora.
środa, 17 grudnia 2014
Od Don'a Lu
Zrobiłem sobie wycieczkę ze szczeniakami. Pomogłem im przedostać się
przez rzekę. Gdy wylądowaliśmy na ziemi popędziły do drzewa wiśni.
Karolina próbowała wspiąć się na pień. Powiem, że bardzo dobrze jej
szło. Doszła do gałęzi z wiśniami. Potrąciła łapką i spadło 4. Sydney od
razu zaczął jeść jedną. Zrobił kwaśną minkę i wypluł.
- Kwaśne? - zapytałem i zjadłem jedną po czym zrobiłem kwaśną minę
Karolinka miała problem z zejściem. Prawie spadła, ale ją złapałem.
- Jeju! Prawie zawału przez ciebie nie dostałem! - powiedziałem
Córka spojrzała na mnie. Miała niewinne oczka.
- Już, już...- przytuliłem Sydneya i Karolinę - Chodźcie do lasu.
Spacerowaliśmy. Doszliśmy do kamiennych wrót. Szczeniaki przyglądały się z ciekawością. Laura opowiadała mi jak wygląda to miejsce jesienią. Zimą wyglądało lepiej. Przeszliśmy przez wrota i znaleźliśmy się w dziwnym miejscu.
Nagle zauważyłem młodego basiora.
- Jestem Juan. Znasz taką czarną waderę z grzywką? Chciałbym się zemścić.
- Jest moją partnerką. - powiedziałem
- Czyje to szczeniaki? - zapytał
- Moje i Laury.
- Ta wadera to Laura? Ta Luna?
- To jej przezwisko.
Nic nie mówił. Chwilę potem skoczył na przerażone szczeniaki.
- Stój! - krzyknąłem i stanąłem mu na drodze
Zaatakował mnie. Nie wiem kto wygrał. Wygrana nie zasłużyła się ani mnie ani jemu. Gdy wstałem miałem zakrwawione skrzydło.
Nogi miałem słabe. Nagle zobaczyłem drzewo.
- Miałem wrażenie, że przed chwilą nic tam nie rosło...- wymamrotałem.
To był basior z porożami. Miał szary kolor futra.
- Pomocy...- wyjąkałem przewracając się
C.D.N.
- Kwaśne? - zapytałem i zjadłem jedną po czym zrobiłem kwaśną minę
Karolinka miała problem z zejściem. Prawie spadła, ale ją złapałem.
- Jeju! Prawie zawału przez ciebie nie dostałem! - powiedziałem
Córka spojrzała na mnie. Miała niewinne oczka.
- Już, już...- przytuliłem Sydneya i Karolinę - Chodźcie do lasu.
Spacerowaliśmy. Doszliśmy do kamiennych wrót. Szczeniaki przyglądały się z ciekawością. Laura opowiadała mi jak wygląda to miejsce jesienią. Zimą wyglądało lepiej. Przeszliśmy przez wrota i znaleźliśmy się w dziwnym miejscu.
Nagle zauważyłem młodego basiora.
- Jestem Juan. Znasz taką czarną waderę z grzywką? Chciałbym się zemścić.
- Jest moją partnerką. - powiedziałem
- Czyje to szczeniaki? - zapytał
- Moje i Laury.
- Ta wadera to Laura? Ta Luna?
- To jej przezwisko.
Nic nie mówił. Chwilę potem skoczył na przerażone szczeniaki.
- Stój! - krzyknąłem i stanąłem mu na drodze
Zaatakował mnie. Nie wiem kto wygrał. Wygrana nie zasłużyła się ani mnie ani jemu. Gdy wstałem miałem zakrwawione skrzydło.
Nogi miałem słabe. Nagle zobaczyłem drzewo.
- Miałem wrażenie, że przed chwilą nic tam nie rosło...- wymamrotałem.
To był basior z porożami. Miał szary kolor futra.
- Pomocy...- wyjąkałem przewracając się
C.D.N.
Od Laury
Don Lu ciągle był przy mnie. W końcu zrobiło mi się lepiej.
Kilka miesięcy potem:
Byłam w jaskini. Płomyk ciągle powtarzał: "martwię się o ciebie, zostań w domu ja coś upoluję". W końcu znudziło mi się czekanie i zaczęłam czytać. W tej księdze było coś o kamieniach suloku, ale pod nazwą: "dziesięć magicznych kamieni Fuan". Okazało się, że nie są one związane z suloku (jako zwierzęta), ale są czymś całkiem innym. Podobno jak zbierze wszystkie w "Mrocznej Jaskini Fuan" posiądzie się moc, która zniszczy każdego i wszystko. Ja nie chciałam tej mocy, ale pewnie Kayne chciała. Na dole strony było napisane drobnym odwróconym do góry nogami drukiem: "Do ostatniego kamienia może się dostać tylko jedna z dwóch wader: Umbrae i Luna. Są to przezwiska imion wader Kayne i Laury." Osłupiałam. Musiałam znaleźć ten kamień przed Kayne, bo zrobi coś okropnego. Spojrzałam na moją łapę, na której krwią było napisane: "Laura" i jeszcze coś po łacińsku. Chciałam zapytać się kogoś czy coś wie. Nagle przyfrunął Lu z sarną, a ja zaczęłam zwijać się z bólu. Płomyk zrzucił z siebie zdobycz i pobiegł do mnie.
- Co się stało! - powiedział.
Nagle zaczęłam rodzić. Pierwsza była słodką waderą podobną do mnie. Potem był basior ze oczkami Dona Lu.
- Jak ich nazwiemy? - powiedziałam.
- To będzie Sydney. Moja mama zawsze chciała, aby mój syn nazywał się tak. - powiedział Lu.
- On wygląda jak mój brat...- wymamrotałam.
- A ta mała psotka gdzie jest?
Zauważyłam za sobą, że moja córeczka wspina się po ścianie skały.
- Psotka? - zapytałam.
- Nie. Karina. - powiedział Płomyk.
- Może Karolina? Tak się nazywała moja babcia. Miała podobne kolory futerka, tylko zamiast niebieskich miała granatowe plamki. - powiedziałam.
Płomyk uśmiechnął się i przytulił mnie. Szczeniaki po chwili się dołączyły.
C.D.N.
Kilka miesięcy potem:
Byłam w jaskini. Płomyk ciągle powtarzał: "martwię się o ciebie, zostań w domu ja coś upoluję". W końcu znudziło mi się czekanie i zaczęłam czytać. W tej księdze było coś o kamieniach suloku, ale pod nazwą: "dziesięć magicznych kamieni Fuan". Okazało się, że nie są one związane z suloku (jako zwierzęta), ale są czymś całkiem innym. Podobno jak zbierze wszystkie w "Mrocznej Jaskini Fuan" posiądzie się moc, która zniszczy każdego i wszystko. Ja nie chciałam tej mocy, ale pewnie Kayne chciała. Na dole strony było napisane drobnym odwróconym do góry nogami drukiem: "Do ostatniego kamienia może się dostać tylko jedna z dwóch wader: Umbrae i Luna. Są to przezwiska imion wader Kayne i Laury." Osłupiałam. Musiałam znaleźć ten kamień przed Kayne, bo zrobi coś okropnego. Spojrzałam na moją łapę, na której krwią było napisane: "Laura" i jeszcze coś po łacińsku. Chciałam zapytać się kogoś czy coś wie. Nagle przyfrunął Lu z sarną, a ja zaczęłam zwijać się z bólu. Płomyk zrzucił z siebie zdobycz i pobiegł do mnie.
- Co się stało! - powiedział.
Nagle zaczęłam rodzić. Pierwsza była słodką waderą podobną do mnie. Potem był basior ze oczkami Dona Lu.
- Jak ich nazwiemy? - powiedziałam.
- To będzie Sydney. Moja mama zawsze chciała, aby mój syn nazywał się tak. - powiedział Lu.
- On wygląda jak mój brat...- wymamrotałam.
- A ta mała psotka gdzie jest?
Zauważyłam za sobą, że moja córeczka wspina się po ścianie skały.
- Psotka? - zapytałam.
- Nie. Karina. - powiedział Płomyk.
- Może Karolina? Tak się nazywała moja babcia. Miała podobne kolory futerka, tylko zamiast niebieskich miała granatowe plamki. - powiedziałam.
Płomyk uśmiechnął się i przytulił mnie. Szczeniaki po chwili się dołączyły.
C.D.N.
Laura urodziła szczenięta!
Wilk Laura urodził szczenięta! Ich wyglądy i dane znajdziecie w zakładce "Pary i potomstwo".
sobota, 13 grudnia 2014
Hitachi stacza walkę z Iluveite...
Wilk Hitachi stacza walkę z Iluveite i... przegrywa :( Zostają mu odebrane 20 monet. Zapraszam do dalszych walk i życzymy szczęścia.
środa, 10 grudnia 2014
Od Kōsei No Ame
Przez chwilę stałam nieruchomo. Starałam się wszystko poukładać w
całość, zrozumieć, jednak nie potrafiłam...Śmierć Chi i podobieństwo
Ayane do mojej matki były wręcz nie do wyjaśnienia.
- To co ciebie tak dręczy? - spytała mnie w pewnym momencie Sakura.
- Znowu musimy iść do jaskini? - jęknęłam, bo nie chciałam, by Akana usłyszała, co mówię waderze.
- Możesz to tu powiedzieć. Akana nie będzie słuchać.
- No więc, przypominasz mi moją... - zaczęłam, ale przerwało mi... drzewo?
Nie byłam pewna, bo to coś rosło w niesamowitym tempie.
„Uff, jak dobrze, że nie zdążyłam jeszcze tego powiedzieć.”, pomyślałam dochodząc do wniosku, że ktoś pojawił się w pobliżu. Ze zdumieniem wpatrywałam się w roślinę. Nie chciało mi się wierzyć w to, co widziałam.
- Nie, to nie były wrota do Watahy Cienia. Do niej się idzie o wiele dłużej. - oznajmiła Sakura.
Dopiero teraz spostrzegłam wilka, którym okazał się Hitachi.
- To... Był Hitachi? - spytałam oszołomiona ze zdziwienia.
- Tak. Hitachi zna jedną dziedzinę magii. - odpowiedziała wadera.
- Czy tylko ja nie znam magii? - wybąkałam zawiedziona.
- Nie. Tylko Hitachi zna magię.
Nie będę ukrywać - po tych słowach mi ulżyło.
- A co z tą magią? Może zaczniemy jej się uczyć? Przepraszam - ja zacznę jej się uczyć.-powiedziałam ożywiona.
Moją uwagę przez chwilę przykuł basior rozmawiający z Akaną, ale nie wsłuchiwałam się w to, co mówili, bardziej zastanawiało mnie nagłe zniknięcie drzewa. Po chwili wilk odszedł i znów pozostała nasza trójka. Ponownie skierowałam wzrok na Ayane, która oznajmiła:
- To zacznijmy naukę. Magia ci się przyda.
- Pierw nauczę się kosmosu. Lub nie, może duszy. - zaczęłam się wahać.
- Zdecyduj. Nie mamy dużo czasu. Choć sądzę, że bardziej przyda ci się dziedzina magii duszy, wybierz lepiej kosmos. Niektóre wilki uczące się magii duszy później miały problemy psychicznie.
Hmm, muszę przyznać, że to mnie zaskoczyło.
- To wolę dziedzinę kosmosu. - stwierdziłam szybko, jednak ciekawość musiała się również odezwać - A jakie konkretnie problemy?
- Wolały przebywać w świecie zmarłych, praktycznie żyły tam, a nie tutaj, niektóre winiły się za śmierć kogoś, ponieważ za często bywały z duchami i wmawiały sobie, że to ich wina, choć nawet nie miały nic z tym wspólnego. Inne jeszcze chciały popełnić samobójstwo, bo nie zawsze mogły się widywać ze swoimi bliskimi, którzy już zmarli. Kolejne wilki zabijały innych - jednym słowem jest wiele różnych przypadków. Coś chcesz jeszcze wiedzieć o dziedzinie duszy?
„No nieźle...”, pomyślałam.
- Nic, na razie. A przynajmniej tyle mi potrzebne. - odpowiedziałam - Nie wiem czy kiedykolwiek chciałabym zaklinać magię duszy.
Krople deszczu z wolna poczęły zmieniać się w płatki śniegu. Wkrótce cała okolica pokryła się białą kołderką. Uwielbiałam zimę odkąd pamiętam, czułam się z nią związana, być może poniekąd przez kolor mojej sierści. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Nabrałam sił i optymizmu. Chciałam zrobić wszystko co w mojej mocy i pomóc jak tylko się zdoła w walce z Fuan Himei. Teraz kiedy było wszędzie biało, zaczęłam się uspokajać, zyskiwałam doskonały kamuflaż. Zaczęło mi się robić nieco chłodno, jednak starałam się na to nie zważać.
- Może znajdziemy inne miejsce na naukę magii.- spytała wadera.
- Nie, śnieg mi nie przeszkadza.- oznajmiłam pomimo że zaczęłam się trząść.
Spoglądałam na zachód, z którego wiał wiatr. Miałam wrażenie, że tereny, które się tam znajdowały wołały mnie swoją tajemniczością, powtarzając ciągle słowa: „Chodź, chodź, chodź...”.
W krzakach coś zaszeleściło. Nie wiedziałam co to było, jednak nie czułam strachu. „Może to znowu Hitachi?”, pomyślałam...
C.D.N.
- To co ciebie tak dręczy? - spytała mnie w pewnym momencie Sakura.
- Znowu musimy iść do jaskini? - jęknęłam, bo nie chciałam, by Akana usłyszała, co mówię waderze.
- Możesz to tu powiedzieć. Akana nie będzie słuchać.
- No więc, przypominasz mi moją... - zaczęłam, ale przerwało mi... drzewo?
Nie byłam pewna, bo to coś rosło w niesamowitym tempie.
„Uff, jak dobrze, że nie zdążyłam jeszcze tego powiedzieć.”, pomyślałam dochodząc do wniosku, że ktoś pojawił się w pobliżu. Ze zdumieniem wpatrywałam się w roślinę. Nie chciało mi się wierzyć w to, co widziałam.
- Nie, to nie były wrota do Watahy Cienia. Do niej się idzie o wiele dłużej. - oznajmiła Sakura.
Dopiero teraz spostrzegłam wilka, którym okazał się Hitachi.
- To... Był Hitachi? - spytałam oszołomiona ze zdziwienia.
- Tak. Hitachi zna jedną dziedzinę magii. - odpowiedziała wadera.
- Czy tylko ja nie znam magii? - wybąkałam zawiedziona.
- Nie. Tylko Hitachi zna magię.
Nie będę ukrywać - po tych słowach mi ulżyło.
- A co z tą magią? Może zaczniemy jej się uczyć? Przepraszam - ja zacznę jej się uczyć.-powiedziałam ożywiona.
Moją uwagę przez chwilę przykuł basior rozmawiający z Akaną, ale nie wsłuchiwałam się w to, co mówili, bardziej zastanawiało mnie nagłe zniknięcie drzewa. Po chwili wilk odszedł i znów pozostała nasza trójka. Ponownie skierowałam wzrok na Ayane, która oznajmiła:
- To zacznijmy naukę. Magia ci się przyda.
- Pierw nauczę się kosmosu. Lub nie, może duszy. - zaczęłam się wahać.
- Zdecyduj. Nie mamy dużo czasu. Choć sądzę, że bardziej przyda ci się dziedzina magii duszy, wybierz lepiej kosmos. Niektóre wilki uczące się magii duszy później miały problemy psychicznie.
Hmm, muszę przyznać, że to mnie zaskoczyło.
- To wolę dziedzinę kosmosu. - stwierdziłam szybko, jednak ciekawość musiała się również odezwać - A jakie konkretnie problemy?
- Wolały przebywać w świecie zmarłych, praktycznie żyły tam, a nie tutaj, niektóre winiły się za śmierć kogoś, ponieważ za często bywały z duchami i wmawiały sobie, że to ich wina, choć nawet nie miały nic z tym wspólnego. Inne jeszcze chciały popełnić samobójstwo, bo nie zawsze mogły się widywać ze swoimi bliskimi, którzy już zmarli. Kolejne wilki zabijały innych - jednym słowem jest wiele różnych przypadków. Coś chcesz jeszcze wiedzieć o dziedzinie duszy?
„No nieźle...”, pomyślałam.
- Nic, na razie. A przynajmniej tyle mi potrzebne. - odpowiedziałam - Nie wiem czy kiedykolwiek chciałabym zaklinać magię duszy.
Krople deszczu z wolna poczęły zmieniać się w płatki śniegu. Wkrótce cała okolica pokryła się białą kołderką. Uwielbiałam zimę odkąd pamiętam, czułam się z nią związana, być może poniekąd przez kolor mojej sierści. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Nabrałam sił i optymizmu. Chciałam zrobić wszystko co w mojej mocy i pomóc jak tylko się zdoła w walce z Fuan Himei. Teraz kiedy było wszędzie biało, zaczęłam się uspokajać, zyskiwałam doskonały kamuflaż. Zaczęło mi się robić nieco chłodno, jednak starałam się na to nie zważać.
- Może znajdziemy inne miejsce na naukę magii.- spytała wadera.
- Nie, śnieg mi nie przeszkadza.- oznajmiłam pomimo że zaczęłam się trząść.
Spoglądałam na zachód, z którego wiał wiatr. Miałam wrażenie, że tereny, które się tam znajdowały wołały mnie swoją tajemniczością, powtarzając ciągle słowa: „Chodź, chodź, chodź...”.
W krzakach coś zaszeleściło. Nie wiedziałam co to było, jednak nie czułam strachu. „Może to znowu Hitachi?”, pomyślałam...
C.D.N.
Od Hitachi'ego
Gdy Akana mnie odprawiła, postanowiłem iść do siebie. Moje skrzydła
prawie się zrosły, ale do tego czasu musiałem wspinać się po skalnej
półce. Gdy wchodziłem do jaskini, śnieg prawie zasypał wejście.
Pomyślałem, że to jakaś śnieżyca!
Gdy już byłem w jaskini, zacząłem zastanawiać się, czy można nauczyć się magii lodu. Wyjąłem moją księgę i rzeczywiście, widniał tam rysunek płatka śniegu. W sumie, to nawet chciałbym się nauczyć tej dziedziny, ale wolę uczyć się magii ziemi. W końcu przydałoby się przejście do mojej jaskini, bo teraz, zimą, będę musiał się odkopywać.
Zapytałem sam siebie, czy może nie spróbować samemu nauczyć się magii ziemi. Nie zajmowałbym czasu Sakurze i może mógłbym wymyślić jakiś inny czar. Ale... Najpierw musiałbym poznać historię tej dziedziny. Spojrzałem na księgę. Przecież musi być sposób na odczytanie run bez pomocy wilka magicznego! Zastanowiłem się przez chwilę, patrząc na litery w książce. To jest... Odwrócone pismo lustrzane!
Wyczarowałem kwiat, tak błyszczący, że wyglądał jak lustro, uczepiłem się korzeni wystających ze sklepienia i zacząłem czytać. Nagle usłyszałem trzask. Ktoś tu wszedł i spadł...
<Ktokolwiek?>
Gdy już byłem w jaskini, zacząłem zastanawiać się, czy można nauczyć się magii lodu. Wyjąłem moją księgę i rzeczywiście, widniał tam rysunek płatka śniegu. W sumie, to nawet chciałbym się nauczyć tej dziedziny, ale wolę uczyć się magii ziemi. W końcu przydałoby się przejście do mojej jaskini, bo teraz, zimą, będę musiał się odkopywać.
Zapytałem sam siebie, czy może nie spróbować samemu nauczyć się magii ziemi. Nie zajmowałbym czasu Sakurze i może mógłbym wymyślić jakiś inny czar. Ale... Najpierw musiałbym poznać historię tej dziedziny. Spojrzałem na księgę. Przecież musi być sposób na odczytanie run bez pomocy wilka magicznego! Zastanowiłem się przez chwilę, patrząc na litery w książce. To jest... Odwrócone pismo lustrzane!
Wyczarowałem kwiat, tak błyszczący, że wyglądał jak lustro, uczepiłem się korzeni wystających ze sklepienia i zacząłem czytać. Nagle usłyszałem trzask. Ktoś tu wszedł i spadł...
<Ktokolwiek?>
sobota, 6 grudnia 2014
Wataha otwarta i nowinki :D
Wataha uaktualniona wraz z nowinkami! Jak zauważyliście, ma teraz
całkiem nowy, zimowy wygląd i odnowione logo - to nie wszystko! Od dziś
do końca grudnia jest nowa dziedzina magii do nauczenia i nowa moc
dodatkowa pasująca do niej. Nie powiem Wam, jaka to. Sami zobaczcie ;)
Oprócz tego przygotowałam dwa konkursy. Pełne opisy jest w zakładce
"Zimowe konkursy". I dodatkowo w mikołajki (w języku wilków: Śnieżynki)
każdy wilk dostaje po 15 magicznych kamieni, a 24 grudnia dostaje 30
magicznych kamieni. No cóż, to chyba tyle. Mam nadzieję, że się
ucieszycie :) Jeśli macie jakieś nowe pomysły, piszcie do mnie na howrse
lub doggi.
P.S. Pamiętajcie, że w opowiadaniach też jest zima c;
Pozdrawiam
Właścicielka watahy
Megii22
P.S. Pamiętajcie, że w opowiadaniach też jest zima c;
Pozdrawiam
Właścicielka watahy
Megii22
Legenda o zimowych świętach
Wilki nie świętują Bożego Narodzenia jak my. Obchodzą podobne święto zwane Zimowymi Świętami. Prezentów nie przynosi św. Mikołaj, tylko Śnieżny Wilk. Oto oryginalna legenda o Zimowym Wilku, którą przekazywano z pokolenia na pokolenie nowym wilkom (a nawet przekształcano ją już wiele razy). Ale teraz opowiedziana zostanie pierwsza, rozpowszechniona legenda.
Dawno temu, w czasach pierwszych wilków magicznych żyła pewna wadera o imieniu Evana. Niewiele wilków zna jej płeć, a zwłaszcza imię, niektóre myślą nawet, że był to basior i jego prawdziwe imię to Śnieżny Wilk. Pochodziła ona z Europy, nie z Azji skąd Wilki Pierwsze. Lecz legenda o nie rozpowszechniła się nawet w Azji. Była magicznym wilkiem nieczystokrwistym, ojcem jej był wilk zwykły, a matką wilk magiczny. Zaklinała dziedzinę magii lodu. Rozwinęła magię lodu do nowego etapu, stworzyła ponad sześć nowych czarów. Lecz za bardzo się rozpędziła. Nie jadła, nie spała przez nią. Była w niej biegła, nie popełniała nawet błędów w czarach. Wręcz jej serce pokrył chłód - było surowe i prawie bez uczuć. Niektóre wilki mówią, że jej fioletowe oczy stały się śnieżnobiałe i stworzyła sobie skrzydła ze śniegu. Aż w końcu wywołała wielką śnieżycę na prawie całą Europę, mimo że była jeszcze wczesna jesień. Inni powiadają, że tak powstała zima. Biedne rodziny wilków umierały z zimna i głodu, ponieważ nie zebrały jeszcze zapasów na zimę, i drewna na opał. Zwykłe wilki zaczęły się wyprowadzać do Azji, a inne próbowały tylko to jakoś przeżyć. Evana nie wytrzymała tego. Serce Śnieżnego Wilka się rozpuściło i zmiękło. Jej jedno oko, jak niektórzy opowiadają stało się znów fioletowe. Mimo, że nie potrafiła odczarować potężnego śniegu, to każdemu cierpiącemu wilkowi podarowała prezenty. Zawiesiła na niemal wszystkich drzewach iglastych za pomocą magii pierniczki i laski cukrowe, a na górze choinek postawiła latarnię. Do każdego domu podarowała drewno i po jednej kaczce. Wilkom szczególnie potrzebującym podarowała im inne drobiazgi potrzebne w życiu. A do każdego z tych prezentów przyczepiała karteczkę. Ponoć zawartość pierwej karteczki brzmiała tak:
"Abyście zdrowi byli i głodu nie cierpieli daję Wam prezenty.
Pierniczki - na rozgrzanie ambicji
Laski cukrowe - na osłodzenie życia
Drewno - na rozpuszczenie serc
Latarnia - no oświetlenie drogi życia"
Każda karteczka podobna była do tej. Pisały w niej życzenia i spis prezentów, w którym napisane były co mają zrobić. W końcu pisanie świątecznych życzeń stało się tradycją.
Evana więcej nie bawiła się magią lodu i używała jej tylko koniecznie. Lecz nie mogła na nic poradzić - zima utrwaliła się i była mocna jak co roku. Na szczęście dawała rodzinom prezenty, aby mogły przetrwać.
I tak powstały Zimowe Święta. Każdy świętował w zimę, bawił się i najadał do syta. Robili wielkie ogniska i tańcowali do rana. Aż w końcu każdy był przyszykowany do Zimowych Świąt. Evana nie musiała dawać już prezentów - oni sami sobie je dawali. Ta legenda przetrwała i jest opowiadana do dzisiaj. Wmawiane jest małym wilczkom, że prezenty od nich są od Śnieżnego Wilka.
Dawno temu, w czasach pierwszych wilków magicznych żyła pewna wadera o imieniu Evana. Niewiele wilków zna jej płeć, a zwłaszcza imię, niektóre myślą nawet, że był to basior i jego prawdziwe imię to Śnieżny Wilk. Pochodziła ona z Europy, nie z Azji skąd Wilki Pierwsze. Lecz legenda o nie rozpowszechniła się nawet w Azji. Była magicznym wilkiem nieczystokrwistym, ojcem jej był wilk zwykły, a matką wilk magiczny. Zaklinała dziedzinę magii lodu. Rozwinęła magię lodu do nowego etapu, stworzyła ponad sześć nowych czarów. Lecz za bardzo się rozpędziła. Nie jadła, nie spała przez nią. Była w niej biegła, nie popełniała nawet błędów w czarach. Wręcz jej serce pokrył chłód - było surowe i prawie bez uczuć. Niektóre wilki mówią, że jej fioletowe oczy stały się śnieżnobiałe i stworzyła sobie skrzydła ze śniegu. Aż w końcu wywołała wielką śnieżycę na prawie całą Europę, mimo że była jeszcze wczesna jesień. Inni powiadają, że tak powstała zima. Biedne rodziny wilków umierały z zimna i głodu, ponieważ nie zebrały jeszcze zapasów na zimę, i drewna na opał. Zwykłe wilki zaczęły się wyprowadzać do Azji, a inne próbowały tylko to jakoś przeżyć. Evana nie wytrzymała tego. Serce Śnieżnego Wilka się rozpuściło i zmiękło. Jej jedno oko, jak niektórzy opowiadają stało się znów fioletowe. Mimo, że nie potrafiła odczarować potężnego śniegu, to każdemu cierpiącemu wilkowi podarowała prezenty. Zawiesiła na niemal wszystkich drzewach iglastych za pomocą magii pierniczki i laski cukrowe, a na górze choinek postawiła latarnię. Do każdego domu podarowała drewno i po jednej kaczce. Wilkom szczególnie potrzebującym podarowała im inne drobiazgi potrzebne w życiu. A do każdego z tych prezentów przyczepiała karteczkę. Ponoć zawartość pierwej karteczki brzmiała tak:
"Abyście zdrowi byli i głodu nie cierpieli daję Wam prezenty.
Pierniczki - na rozgrzanie ambicji
Laski cukrowe - na osłodzenie życia
Drewno - na rozpuszczenie serc
Latarnia - no oświetlenie drogi życia"
Każda karteczka podobna była do tej. Pisały w niej życzenia i spis prezentów, w którym napisane były co mają zrobić. W końcu pisanie świątecznych życzeń stało się tradycją.
Evana więcej nie bawiła się magią lodu i używała jej tylko koniecznie. Lecz nie mogła na nic poradzić - zima utrwaliła się i była mocna jak co roku. Na szczęście dawała rodzinom prezenty, aby mogły przetrwać.
I tak powstały Zimowe Święta. Każdy świętował w zimę, bawił się i najadał do syta. Robili wielkie ogniska i tańcowali do rana. Aż w końcu każdy był przyszykowany do Zimowych Świąt. Evana nie musiała dawać już prezentów - oni sami sobie je dawali. Ta legenda przetrwała i jest opowiadana do dzisiaj. Wmawiane jest małym wilczkom, że prezenty od nich są od Śnieżnego Wilka.
Od Ayane Sakury
Hitachi po oznajmieniu, że Chihejsen zmarła, poszedł w stronę swojego domu. Kōsei No Ame zaczęła o czymś głęboko rozmyślać, lecz ja nie chciałam jej czytać w myślach.
- To co ciebie tak dręczy? - spytałam.
- Znowu musimy iść do jaskini? - jęknęła Kurayami.
- Możesz to tu powiedzieć. Akana nie będzie słuchać.
- No więc, przypominasz mi moją... - rzekła wadera, lecz nagle coś jej przerwało.
Nasz krótki dialog przerwało rosnące (w błyskawicznym tempie) drzewo. Chyba ktoś szpiegował nas lub podążał w naszą stronę. Zza drzewa wyłonił się wilk. Był to Hitachi. Przeczytałam w jego myślach. Twierdził, że już jest blisko terenów innej watahy.
Kurayami (choć teraz nie wiem, czy powinnam ją teraz tak nazywać) rozdziawiła pysk. Ja, jak zarówno Akana nie byłam zdziwiona. Basior zarumienił się z wstydu i chciał uciec, lecz Akana stanęła mu na drodze. Stał jak zahipnotyzowany.
- Nie, to nie były wrota do Watahy Cienia. Do niej się idzie o wiele dłużej. - oznajmiłam. Kōsei No Ame dopiero teraz zauważyła basiora.
- To... Był Hitachi? - spytała nie kryjąc zdziwienia.
- Tak. Hitachi zna jedną dziedzinę magii. - odrzekłam.
- Czy tylko ja nie znam magii? - zapytała zawiedziona.
- Nie. Tylko Hitachi zna magię.
- A co z tą magią? Może zaczniemy jej się uczyć? Przepraszam - ja zacznę jej się uczyć.
Akana zagrodziła mu drogę. Hitachi, znów sparaliżowany strachem patrzył w oczy wilczycy.
- Nic się nie stało. - powiedziawszy to Akana, zaczęła szeptać bezgłośnie słowa po smoczemu. Tupnęła nogą i spojrzała na świeżo wyrośnięte drzewo. Drzewo nagle jakby się rozpadło. Zamieniło się w wielką stertę jesiennych liści.
- Dasz radę. Przezwyciężysz ten strach. Niestety, zapomniałam jak przestać emanować tą dziwną energią, ale ty to pokonasz. - po tych słowach Hitachi potrząsnął głową i odzyskał panowanie nad sobą.
- Przepraszam. Bardzo przepraszam. Nie wiedziałem, że to nasiono było... - spojrzał w miejsce, w które przed chwilą wyrosło drzewo, lecz dzięki magii Akany już zniknęło.
- Nie pamiętasz?
- Coś kojarzę... - szepnął wilk, jakby sam do siebie. Zaczął szperać w swojej głowie, dopóki nie znajdzie sytuacji, w której świeżo wyrośnięta roślina nagle zniknęła. - Wiem! Lecz wtedy nie pamiętałem ze szczegółami, mój umysł był wtedy zamglony, ale po długich namysłach, wreszcie sobie przypomniałem.
- Możesz już odejść. I postaraj się nie przychodzić. - postanowiła Akana. Hitachi poszedł swobodnym krokiem, z podskokami w stronę swojego domu.
- To zacznijmy naukę. Magia ci się przyda. - oznajmiłam. Musi się nauczyć magii jak najszybciej. Jeśli Fuan Himei zauważy, że Akana nie jest już posągiem może przyjść ponownie stoczyć z nią walkę - a nam pisane jest jej pomagać. Mówiąc to, zauważyłam że Hitachi już poszedł.
- Pierw nauczę się kosmosu. Lub nie, może duszy. - zastanawiała się Kōsei No Ame.
- Zdecyduj. Nie mamy dużo czasu. Choć sądzę, że bardziej przyda ci się dziedzina magii duszy, wybierz lepiej kosmos. Niektóre wilki uczące się magii duszy później miały problemy psychicznie.
- To wolę dziedzinę kosmosu. - stwierdziła Kurayami. - A jakie konkretnie problemy?
- Wolały przebywać w świecie zmarłych, praktycznie żyły tam, a nie tutaj, niektóre winiły się za śmierć kogoś, ponieważ za często bywały z duchami i wmawiały sobie, że to ich wina, choć nawet nie miały nic z tym wspólnego. Inne jeszcze chciały popełnić samobójstwo, bo nie zawsze mogły się widywać ze swoimi bliskimi, którzy już zmarli. Kolejne wilki zabijały innych - jednym słowem jest wiele różnych przypadków. Coś chcesz jeszcze wiedzieć o dziedzinie duszy?
- Nic, na razie. A przynajmniej tyle mi potrzebne. - odpowiedziała mi wadera. - Nie wiem czy kiedykolwiek chciałabym zaklinać magię duszy.
Lekki, nieprzeszkadzający nam deszczyk powoli zamieniał się białe śnieżynki. Jasny puch po chwili pokrył częściowo ziemię. Wiatr natężył się i zaczął mocno wiać.
- Może znajdziemy inne miejsce na naukę magii. - rzekłam, zauważając drżącą z zimna Kōsei No Ame.
- Nie, śnieg mi nie przeszkadza.- stwierdziła trzęsąca się wilczyca. Spoglądała na zachód. Chyba jedynie tamtych terenów watahy nie odwiedziłam.
Coś szeleściło między krzakami ze strony, w którą spoglądała Kurayami. Była to postać wielkości wilka. Zauważyłam poroże. Czyżby znów Hitachi?
C.D.N.
- To co ciebie tak dręczy? - spytałam.
- Znowu musimy iść do jaskini? - jęknęła Kurayami.
- Możesz to tu powiedzieć. Akana nie będzie słuchać.
- No więc, przypominasz mi moją... - rzekła wadera, lecz nagle coś jej przerwało.
Nasz krótki dialog przerwało rosnące (w błyskawicznym tempie) drzewo. Chyba ktoś szpiegował nas lub podążał w naszą stronę. Zza drzewa wyłonił się wilk. Był to Hitachi. Przeczytałam w jego myślach. Twierdził, że już jest blisko terenów innej watahy.
Kurayami (choć teraz nie wiem, czy powinnam ją teraz tak nazywać) rozdziawiła pysk. Ja, jak zarówno Akana nie byłam zdziwiona. Basior zarumienił się z wstydu i chciał uciec, lecz Akana stanęła mu na drodze. Stał jak zahipnotyzowany.
- Nie, to nie były wrota do Watahy Cienia. Do niej się idzie o wiele dłużej. - oznajmiłam. Kōsei No Ame dopiero teraz zauważyła basiora.
- To... Był Hitachi? - spytała nie kryjąc zdziwienia.
- Tak. Hitachi zna jedną dziedzinę magii. - odrzekłam.
- Czy tylko ja nie znam magii? - zapytała zawiedziona.
- Nie. Tylko Hitachi zna magię.
- A co z tą magią? Może zaczniemy jej się uczyć? Przepraszam - ja zacznę jej się uczyć.
***
Akana zagrodziła mu drogę. Hitachi, znów sparaliżowany strachem patrzył w oczy wilczycy.
- Nic się nie stało. - powiedziawszy to Akana, zaczęła szeptać bezgłośnie słowa po smoczemu. Tupnęła nogą i spojrzała na świeżo wyrośnięte drzewo. Drzewo nagle jakby się rozpadło. Zamieniło się w wielką stertę jesiennych liści.
- Dasz radę. Przezwyciężysz ten strach. Niestety, zapomniałam jak przestać emanować tą dziwną energią, ale ty to pokonasz. - po tych słowach Hitachi potrząsnął głową i odzyskał panowanie nad sobą.
- Przepraszam. Bardzo przepraszam. Nie wiedziałem, że to nasiono było... - spojrzał w miejsce, w które przed chwilą wyrosło drzewo, lecz dzięki magii Akany już zniknęło.
- Nie pamiętasz?
- Coś kojarzę... - szepnął wilk, jakby sam do siebie. Zaczął szperać w swojej głowie, dopóki nie znajdzie sytuacji, w której świeżo wyrośnięta roślina nagle zniknęła. - Wiem! Lecz wtedy nie pamiętałem ze szczegółami, mój umysł był wtedy zamglony, ale po długich namysłach, wreszcie sobie przypomniałem.
- Możesz już odejść. I postaraj się nie przychodzić. - postanowiła Akana. Hitachi poszedł swobodnym krokiem, z podskokami w stronę swojego domu.
***
- To zacznijmy naukę. Magia ci się przyda. - oznajmiłam. Musi się nauczyć magii jak najszybciej. Jeśli Fuan Himei zauważy, że Akana nie jest już posągiem może przyjść ponownie stoczyć z nią walkę - a nam pisane jest jej pomagać. Mówiąc to, zauważyłam że Hitachi już poszedł.
- Pierw nauczę się kosmosu. Lub nie, może duszy. - zastanawiała się Kōsei No Ame.
- Zdecyduj. Nie mamy dużo czasu. Choć sądzę, że bardziej przyda ci się dziedzina magii duszy, wybierz lepiej kosmos. Niektóre wilki uczące się magii duszy później miały problemy psychicznie.
- To wolę dziedzinę kosmosu. - stwierdziła Kurayami. - A jakie konkretnie problemy?
- Wolały przebywać w świecie zmarłych, praktycznie żyły tam, a nie tutaj, niektóre winiły się za śmierć kogoś, ponieważ za często bywały z duchami i wmawiały sobie, że to ich wina, choć nawet nie miały nic z tym wspólnego. Inne jeszcze chciały popełnić samobójstwo, bo nie zawsze mogły się widywać ze swoimi bliskimi, którzy już zmarli. Kolejne wilki zabijały innych - jednym słowem jest wiele różnych przypadków. Coś chcesz jeszcze wiedzieć o dziedzinie duszy?
- Nic, na razie. A przynajmniej tyle mi potrzebne. - odpowiedziała mi wadera. - Nie wiem czy kiedykolwiek chciałabym zaklinać magię duszy.
Lekki, nieprzeszkadzający nam deszczyk powoli zamieniał się białe śnieżynki. Jasny puch po chwili pokrył częściowo ziemię. Wiatr natężył się i zaczął mocno wiać.
- Może znajdziemy inne miejsce na naukę magii. - rzekłam, zauważając drżącą z zimna Kōsei No Ame.
- Nie, śnieg mi nie przeszkadza.- stwierdziła trzęsąca się wilczyca. Spoglądała na zachód. Chyba jedynie tamtych terenów watahy nie odwiedziłam.
Coś szeleściło między krzakami ze strony, w którą spoglądała Kurayami. Była to postać wielkości wilka. Zauważyłam poroże. Czyżby znów Hitachi?
C.D.N.
Laura zachodzi w ciążę!
Wilk Laura zachodzi w ciążę z wilkiem Don Lu! Ma Kwiat Krótkiej Ciąży, więc będzie ona trwała tylko jeden dzień. Ma też Bonus Płodności, więc może wybrać ilość szczeniąt i ich płeć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)