- Prawie zapomniałam. - powiedziała Sakura zerkając na amulet-Proszę.
Kiwnęłam przecząco głową.
- Nie, nie chcę. - odparłam, po czym zwróciłam wzrok ku ziemi i
zaczęłam zawzięcie się jej przyglądać - Mi ten amulet wcale nie przynosi
szczęścia. A ci się ono przyda.
- Lecz, to twoja własność. Nie chcę brać czegoś tylko na własną korzyść.
- Ale... - szepnęłam i spuściłam głowę - Mi go ukradną. A potem
Taiyō wymyśli coś, aby miał też pożytek dla niego. Weź go sobie. Od
teraz jest twój. - oznajmiłam z niepokojem.
- Wilki zwykłe nie umieją "naprawiać" magicznych przedmiotów, a
zwłaszcza Wilków Pierwszych. Dostałaś to jak mówisz, od matki. A z
pewnością chciałaby, żeby był tylko twój. Może masz dużo z nim
wspólnego, a o tym nie wiesz. - poważnie stwierdziła Ayane Sakura.
Nie mogłam już wytrzymać. Tego było za wiele... Łzy gwałtownie
napłynęły mi do oczu. Wspomnienie mojej matki nie dawało mi spokoju, a
to, co miało wtedy miejsce... Nie chciałam, żeby Sakura znalazła się w
podobnej sytuacji; tak bardzo mi przypominała mamę-to opanowanie, wzrok,
charakter. Ayane była obecnie najbliższą mi wilczycą (nie wiem, czy
moja matka przeżyła to, co miało miejsce kilka lat temu, a do Chi
straciłam zaufanie). Niestety-pojedyncze krople zaczęły wypływać z moich
oczu.
''To łzy? Płacz? Jakie to uczucie?”, myślałam ''Ostatni raz czułam się tak, kiedy dostałam ten amulet...”
- Nie mogę pozwolić, abyś ty umarła. Ja jak umrę nic się nie stanie.
Nie mam potężnej mocy jak ty. A jak przyjdzie Fuan Himei i rzuci
zaklęcie, żebyś zginęła, to ja nie pomogę Akanie. - teraz zalałam się
łzami, jednak nie płakałam głośno. Wydawało mi się, że mówię strasznie
szybko - A jak ona umrze nastąpi tyrania Fuan. I kto wie, czy potem nie
zawładnie myślą o zniszczeniu świata?!
- Wymyśliłaś najgorszy możliwy scenariusz. Nie myśl tak pesymistycznie. - stwierdziła wadera - Czy dręczy Cię jakaś myśl?
- Szczerze? Tak.
Już miałam opowiedzieć Sakurze całą historię, ale Akana z Hitachi'm przerwali nam.
- Zdążyłeś ją poznać? - wilczyca zwróciła się do Hitachi'ego.
- Tak, poznałem Akanę. - odrzekł basior.
- To dobrze... - wadera chciała coś jeszcze dodać, ale przerwałam jej.
- Czy Chihejsen nic nie jest?
- No właściwie... - basior wahał się - To zginęła. Przykro mi, ale jest już w świecie zmarłych. Starałem się jak mogłem.
Ogarnęła mnie ciemność, czułam przeszywający żal i pustkę. Osoba,
którą znałam od dzieciństwa...nie żyje. Zaczęłam chwiać się na łapach.
Zrobiło mi się niedobrze... Nie miałam sił płakać; było mi wszystko
jedno. Owszem Chi była gotowa mnie zabić, ale nie chciałam jej śmierci.
Próbowałam podziękować Hitachi'emu za jego starania, ale nie byłam w
stanie wypowiedzieć słowa. Musiałam zachować zimną krew, zapytać się
basiora jak to odebrał... nie chciałam, aby obwiniał się o jej śmierć;
Chi przez ostatnie dni była dla niego bardzo bliska... Pragnęłam, aby
okazało się, że to tylko sen, że zaraz się z niego obudzę, jednak
niestety...to były smutna prawda...
Basior odwrócił się i odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz