- Więc zacznijmy od Taiyō... Kiedy rano się obudziłam, udałam się na krótką przechadzkę i wtedy... - na tym zacięła się Kōsei No Ame. Spojrzałam na nią oczekując dalszej wypowiedzi. Miałam powiedzieć "Co dalej?", ale wilczyca już rozpoczęła:
- Zaczęły dręczyć mnie wspomnienia rozmów z Chi. - kontynuowała. - Postanowiłam za
daleko się nie oddalać, nie ufałam jej. Zmusił mnie jednak
do tego Taiyō. Pojawił się nie wiem skąd, chwile porozmawialiśmy,
chciał mojego amuletu, wspominał coś o jakimś mistrzu i misji...
- Wiesz jak się nazywał? - przerwałam jej. Prawie nie umiałam nie przerywać podczas wypowiedzi. Może słuchałam uważnie, ale wolałam rozmowy.
- Niestety nie. Następnie zaczął mówić, że misję pomoże mu wypełnić
Chi i nie zawaha się mnie zabić oraz, że nic dla... - zawiesiła się. Łza kręciła jej się w oku. Wyglądała jakby chciała wypłakać swoje smutki. ''Nie teraz, proszę.'' - myślała - "Nie chcę płakać przy Ayane".
- Kurayami, wszystko dobrze? - zapytałam ją, choć wiedziałam, że nie. Udawałam, że nie widzę jej skrytego płaczu.
Kiwnęła głową i z trudem powstrzymała swoje łzy, po czym mówiła dalej:
- Że nic dla niego nie znaczę. Kiedy chciałam go zostawić pojawiła
się Chi. Zablokowała mi drogę i razem z basiorem chcieli odebrać mi
amulet siłą. Rzuciłam więc w niego gałęzią, ale uniknął. Postanowiłam,
że zgubię ich w lesie. Udało się, znaczy w pewnym sensie. Basior wpadł
do wody i więcej go nie widziałam. Potem nadeszła Chi i zaczęłam z nią
walczyć; rozmowa nie wiele dała. Poczułam jak dostaję czymś w głowę,
jednak nie okazało się to dla mnie zgubne. W pewnym momencie pojawił się
Hitachi i chciał walczyć po stronie wadery, ale jakimś cudem zrozumiał
co mu chciałam powiedzieć, i przyłączył się do mnie. To on tak urządził
Chi, jednak jestem mu wdzięczna, inaczej byłoby ze mną krucho. To co
działo się w dalszej kolejności, to moje zemdlenie i Ty pojawiająca się w
moim umyśle.
Słuchałam ją, niby uważnie, lecz naprawdę wewnątrz chciałam sporo wypowiedzieć.
- Rozumiem. - zdecydowałam się na tą krótką wypowiedź i oczekiwałam, aż coś dopowie. Lecz nastała cisza. W końcu zaczęłam mówić. Stwierdziłam, że powiem jej (chyba) wszystko, co miałam rzec. - Nie bój się, przy mnie możesz płakać. Chyba jesteś, przecież moim przyjacielem? - Kurayami uśmiechnęła się (widać, że to uśmiech prawdziwego szczęścia). Widać, że nazwanie ją przyjacielem było dla niej miłe.
- Tak, oczywiście. Chyba najbardziej szczerym niż nigdy dotąd. - odparła wadera i zadała pytanie retoryczne. - Może nawet najlepszym?
- A teraz przechodzimy do faktów. Jeśli go spotkasz powiedz mu prawdę - z amuletu umieją korzystać tylko potomkowie Arona lub Anno. Jeżeli nie uwierzy powiedz mu, że na prawdę nie kłamiesz i chroni cię tarcza wilka magicznego, a także z nim współpracujesz. Tu chodzi o mnie. Raczej się domyśliłaś - odpowiedziała mi przytakiwaniem Kōsei No Ame, po czym odezwała się:
- Ja z tobą współpracuję? Ja z t-o-b-ą? - powtórzyła wolniej, literując "tobą". Nie wierzyła co słyszała.
- Od czasu, gdy zjawiła się Akana, tak. - oznajmiłam. - A teraz inny temat. Połowa ciebie jest optymistą, a druga połowa pesymistą. Ale nie ma w tobie nawet ziarnka realisty, czyli nie myślisz, że tak jest to jest i trzeba się z tym pogodzić. - wadera spuściła wzrok. - Chihejsen to twój wróg, jak zarówno Taiyō. Nie oczekuj od nich, że będę zachowywać się tak jak dawniej.
- To komu ja mam ufać? - spytała z żalem i smutkiem, nadal ze spuszczonym wzrokiem
- No cóż, zostaję ci jedynie ja i Akana. Jeszcze Hitachi, ale jemu przesadnie nie ufaj. Hitachi jest "czysty", ale nie możesz mu zdradzać tajemnic. A jeszcze lepiej nikomu nie ufać. Jedynie Akanie, bo ja jestem tylko magicznym wilkiem i mogę się dopuścić do zdrady. Ale tu pocieszę - na pewno nie będę robić tego w pełni świadomie i nie zrobię ci krzywdy. - Kurayami cały czas spoglądała w podłoże.
- Dobrze... - wreszcie spojrzała na mnie - Nie wiem, czy pojmę fakt, że Chihejsen jest wrogiem, ale postaram się to zrobić. Masz coś jeszcze do powiedzenia? - zapytała, ale z zaciekawieniem, nie arogancko
- Nic - uśmiechnęłam się tajemniczo i powtórzyłam. - Nic...
Po tych słowach wilczyca wskoczyła do wody, a po chwili ja zanurkowałam za nią. W mgnieniu oka znalazłyśmy się przy wielkim kasztanie, gdzie czekała Akana.
- Daj mi ten "naszyjnik". - nakazała Akana Kōsei No Ame.
Wadera zdjęła amulet, po czym dała Wilkowi Pierwszemu z nutką niepewności. Zamoczyła go w wodzie, złapała z prawą łapę i zaczęła recytować ciche słowa, niemal do nie usłyszenia. Nie przysłuchiwałam się im. Zamknęła oczy, a później zaczęła mówić to samo po smoczemu. Znak na amulecie się zaświecił na biało, po czym cały amulet zalśnił. Zniknęła na nim rysa.
- Załóż go, Sakuro. - podała go mi, po czym zrobiłam jak rzekła. Nie miałam już wielkiego uśmiechu na twarzy. Czułam się normalnie.
- Dezaktywowałaś go? - spytałam. Kurayami siedziała i przypatrywała się źródełku, a czasem zerkała na mnie i Akanę.
- Spróbuj. - odpowiedziała
Nałożyłam amulet. Walnęłam łapą w gałąź. Odsunęła się. Jak to możliwe? Już cisnęło mi się na ustach "Jak ty to zrobiłaś?", lecz zobaczyłam, że amulet nie ma rysy, choć można było by to nazwać nawet pęknięciem. Może to przez pęknięcie się "popsuł"? A to jakim cudem nie był zarejestrowany? Nie wiem, ale muszę dowiedzieć się więcej co pochodzenia Kōsei No Ame.
Podeszłam do wadery siedzącej przy świecącym źródle.
- Czy mogłabym zatrzymać go na jeden dzień? - rzekłam, nie mając uśmiechu na pysku.
- Dlaczego nie uśmiechasz się, mając ten amulet? - Kurayami była zdziwiona, bo widziała mnie inną, kiedy miałam amulet.
- Akana poprawiła w nim parę błędów. Czy chciałabyś się nauczyć jakiejś dziedziny magii? Skoro jesteś ponoć wilkiem magicznym, to szybciej się jej nauczysz.
- Poczekaj chwilę. - odparła. - Tak, możesz wziąć amulet. Na to drugie pytanie odpowiem Ci jak zastanowię się nad tą całą sytuacją. - była śmiertelnie poważna to mówiąc. Nigdy nie widziałam jej poważniejszej, a zarazem smutnej.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz